Pechowy strzał czy brak wyszkolenia?

Podczas policyjnego pościgu została postrzelona przypadkowa osoba. Ranny został robotnik na pobliskiej budowie. Prokuratura zamknęła śledztwo nie dopatrując się winy policjantów.

- Policjanci biegli za samochodem i strzelali na oślep, byle tylko strzelać – uważa Tomasz Brotsch, ranny robotnik. - To byli młodzi policjanci. - Była to sytuacja dynamiczna, a zachowanie kierowcy BMW było nieobliczalne. Poszkodowany stał w odległości 200 metrów, a to duża odległość. Policjant nie mógł zauważyć tego mężczyzny – odpiera zarzuty komisarz Dariusz Boratyn z wrocławskiej policji. W grudniu 2003 roku w okolicach Wrocławia kilkudziesięciu policjantów próbowało zatrzymać przestępcę uciekającego BMW, był poszukiwany listem gończym. Funkcjonariuszom udało się go złapać w potrzask, bandyta staranował radiowóz. Chciał także przejechać policjantów. Ci użyli broni – oddali kilkanaście strzałów do uciekającego samochodu. Większość trafiła w auto. Jednak jedna kula dosięgnęła przypadkową osobę – robotnika budującego drogę. Mężczyzna ledwo uszedł z życiem. Leszek Karpina z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu tłumaczy policjantów: - W uciekający samochód wcale nie jest tak łatwo trafić, jak to widać na amerykańskich filmach. Prokuratura zakończyła śledztwo, twierdząc, że taka sytuacja ma prawo się wydarzyć i nie dopatrzyła się winy policjantów. - Postępowanie zostało umorzone z braku znamion cech przestępstwa. Prokurator prowadząc tę sprawę nie dopatrzył się żadnych uchybień ze strony policjantów – dodaje Karpina. Biegli uznali, że policjanci działali w skrajnie trudnych warunkach. Do tego świeciło oślepiające słońce i mogli oni nie widzieć ludzi pracujących na wiadukcie dwieście metrów dalej. Według prokuratury wszystko przemawia na korzyść policjantów. Kwestii ich wyszkolenia prokuratura nie badała. Orzeczenie biegłych może jednak budzić wątpliwość, ponieważ w krytycznym dniu postrzelony robotnik był ubrany w jaskrawopomarańczowy kombinezon i zapewne był widoczny z dużej odległości. - Policjanci byli na pewno tak bardzo skupieni na celu, że nie potrafiliby powiedzieć, co znajdowało się 50-60, a nawet sto metrów dalej, a co dopiero dwieście – przypuszcza Tomasz Szulc, ekspert od zasad użycia broni. – Ponieważ byli to młodzi policjanci, mogli się zachować jak początkujący fotografowie, którzy skupiają się na fotografowanym obiekcie, a nie na całości obrazu. Postrzelony Tomasz Brotsch uważa, że prokuratora zatuszowała sytuację, żeby nie zrobić krzywdy policji: - Według mnie ręka, rękę myje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości