Do Oskara, który źle się poczuł, przyjechało pogotowie. Mimo reanimacji, chłopiec zmarł.- Miał dużą ranę brody. Na klatce piersiowej były oparzenia skóry. Na lewym przedramieniu były rany cięte – mówi lekarz Tomasz Pniak.- To dziecko miało liczne obrażenia, stare i nowe. Policjanci pomyśleli, że dziecko musiało być katowane od dłuższego czasu – powiedział Piotr Trzebski, naczelnik wydziału prewencji. Do bicia chłopca przyznał się Artur N. Jak mówi robił to dlatego, bo Oskar go denerwował. - Na początku wszystko było w porządku. Później zaczął mnie denerwować. Cały czas był głodny i uparty. Zacząłem go karcić. Na początku po tyłku, później były ciosy w brzuch, w głowę, kopniaki – tłumaczył Artur N. Półtora roku temu złamał chłopcu rączkę. - Pokłócił się z córką mojej siostry o zupę, że on ją chce zjeść. Ostatnio mnie denerwował, bo cały czas sikał w łóżko i majtki – mówił konkubent. Matka dziecka także przyznała do bicia chłopca. Prawdopodobnie mężczyźnie zostanie postawiony zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Dziwi fakt, że nikt wcześniej nie zauważył znęcania się nad 4-latkiem. Nawet opieka społeczna. - Nie było widać patologii. Konkubent głaskał chłopca po głowie. W czasie moich wizyt w domu było skromnie, ale czysto. Oni zachowywali się spokojnie, nie było żadnej agresji w stosunku do siebie ani do dzieci. Nie było żadnych sygnałów, że dziecko jest maltretowane. Gdybym miała sygnał, że dziecko jest bite, to bym wtedy je rozebrała i sprawdziła. A jak wszystko jest normalnie, to nie będę go rozbierać, bo matka mogłaby się obrazić – tłumaczy Wanda Włodarczyk, pracownik socjalny MOPS w Piotrkowie Trybunalskim. Zobacz także:Zakatował dziecko konkubinyPozwolili dziecku żyć w szopieOprawcy własnych dzieci