Oskar Langner był wysportowanym i zdolnym uczniem liceum. Marzył o tym, by zostać kierowcą rajdowym. Jego świat się zawalił, gdy miał 17 lat. Na lekcji WF, podczas sprintu między pachołkami, uderzył głową w niezabezpieczoną ścianę. Nauczyciel, który prowadził zajęcia został uznany winnym spowodowania kalectwa chłopaka. - Pamiętam wszystko – mówi Oskar. – Leżałem pod ścianą i chciałem ruszyć ręką. Potem przez trzy miesiące nie mogłem wstać, a gdy spróbowałem w końcu usiąść na wózku, dałem radę tylko pół minuty. Zdałem sobie wtedy sprawę, że czeka mnie ciężka robota. Rodzice poświęcili swój czas, by opiekować się synem. Do dziś całodobową pomoc nadal zapewnia Oskarowi jego ojciec. Razem wyjechali z Opola, by leczyć się w kolejnych szpitalach i sanatoriach w całej Polsce. Dopiero po czterech latach rozłąki rodzinie Langnerów udało się wspólnie zamieszkać w Krakowie. - Znam podobne sytuacje, jak moja, ale gdy rodzice zostawiali swoje dzieci – mówi Oskar. – Mnie rodzina wciąż pomaga. Sprawa Oskara długo czekała na swój finał w sądzie. Prokuratura zajęła się nią dopiero po interwencji UWAGI! W listopadzie sąd pierwszej instancji przyznał Oskarowi jedno z najwyższych odszkodowań w historii i comiesięczną rentę w wysokości 16 tysięcy złotych. Ostateczny werdykt zapadł kilka dni temu w sądzie apelacyjnym. Otrzymane pieniądze, choć nigdy nie zwrócą Oskarowi zdrowia, pozwolą na dalszą rehabilitację i usamodzielnienie. W najbliższym czasie Oskar chciałby też spełnić jedno ze swoich największych marzeń i rozpocząć kurs prawa jazdy.