Orzecznicy ZUS-u pod lupą - prokuratury i sądu

Orzecznicy wydali wyrok na mojego męża i rodzinę Rozmowa z Marleną Malendowska, żoną poszkodowanego przez orzeczników z pilskiego ZUS-u - Jak długo pani mąż pobierał rentę z ZUS-u? - Paweł zmarł, gdy miał 37 lat. Rentę dostawał sześć lat - 360 zł miesięcznie. Miał bardzo chore serce, specjaliści kardiolodzy orzekli, że jedynym ratunkiem dla niego jest przeszczep serca. Nie mógł pracować, ordynator oddziału kardiologii zakazał mu nawet podnoszenia teczki, ale na komisji w sierpniu 2000 roku lekarz orzecznik uznał, że mąż nadaje się do pracy. Podważył opinie specjalistów.- Dlaczego mężowi odebrano rentę, czym się kierowano? - Na komisji lekarze nawet w papiery nie spojrzeli. Jak tylko zobaczyli, że mąż prowadzi działalność gospodarczą, od razu zapadła decyzja o odebraniu renty. W sądzie dowiedziałam się od lekarza, który składał wyjaśnienia, że dostali oni ”przykaz” z góry, z Warszawy, żeby wszystkim, którzy prowadzą działalność odbierać renty... więc jemu też odebrano.- Mąż mimo ciężkiej choroby, miał siłę pracować? - Mamy troje nastoletnich dzieci, ja jestem nauczycielką, zarabiam niewiele, renta męża, to też grosze. Leki, lekarze, to wszystko kosztuje... Paweł otworzył działalność, żebyśmy mogli jakoś żyć. Prowadził mały zakład usługowy, montował żaluzje i sam tego nie robił - miał ludzi do pracy, on nie mógł podejmować żadnego wysiłku.- Oddała pani tę sprawę do sądu... - Lekarze z ZUS-u wysłali Pawła do pracy, uznali, że jest zdrowy, a on nawet po schodach chodzić nie mógł. Postanowiłam zawiadomić prokuraturę, która postawiła lekarzom zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych, orzecznicy nie czują się winni. Wydali wyrok nie tylko na męża, ale na całą moją rodzinę, może gdyby nie odebrali mu renty, Paweł miałby szansę na przeszczep, a tak zadecydowali o naszym życiu... On umarł, ja zostałam sama z dziećmi...Orzecznicy ZUS-u na ławie oskarżonych Rozmowa z Krzysztofem Szczesiakiem z konińskiej siedziby Prokuratury Okręgowej w Poznaniu - W poznańskim ZUS-ie renty przyznawane były za łapówki. Ilu lekarzy było zamieszanych w przestępstwo? - Kilkunastu. Większość z nich to lekarze orzecznicy ZUS-u, a sześciu czy siedmiu, to konsultanci.- Czy wszyscy przebywają na wolności? - Teraz tak, ale zaraz po ujawnieniu sprawy wobec większości zastosowano areszt tymczasowy. Chodziło nam o to, żeby nie mogli porozumiewać się ani między sobą, ani w żaden sposób wpływać na świadków. Większość z nich została zwolniona za poręczeniem majątkowym.- Jak wysokie kaucje nałożył sąd? - Różne. Średnio od 30 do 40 tysięcy złotych. Zabezpieczyliśmy też kilka luksusowych samochodów, które należą do lekarzy, każdy wart powyżej 60 tysięcy złotych. Łączne zabezpieczenie wynosi kilkaset tysięcy złotych.- Od kiedy prokuratura zajmuje się tą sprawą? - Od czerwca ubiegłego roku.- Kiedy akt oskarżenia trafi do sądu? - Teraz wiele zależy do ZUS-u i jego ustaleń. Departament Orzecznictwa Lekarskiego weryfikuje renty przyznane przez tych lekarzy. Trzeba sprawdzić, czy wszystkie zostały przyznane słusznie, czy może korzystają z nich zdrowi.- Ile rent zostanie zweryfikowanych? - Na razie 1800, ale to początek sprawy i liczba ta może się zwiększyć.- A co z pacjentami, którzy dawali łapówki? - Przesłuchiwanych jest również 40 pacjentów, którzy są podejrzewani o to, że dawali łapówki. Część z nich to na pewno schorowani ludzie, którym renty należą się, a którzy mimo to zapłacili lekarzom. Im zostaną postawione zarzuty o wręczenie korzyści materialnej. Nie wiemy natomiast, czy wśród osób, które załatwiały renty za łapówki nie ma osób zdrowych. Jeśli tak, to mamy do czynienia z wyłudzeniem nienależnego świadczenia i okradaniem państwa. Takim osobom będą postawione zarzuty o oszustwo na szkodę skarbu państwa.

podziel się:

Pozostałe wiadomości