Opiekuje się nieuleczalnie chorymi dziećmi. Komisja zaocznie odebrała jej zasiłek

TVN UWAGA! 5088851
TVN UWAGA! 322416
Pani Małgorzata samotnie wychowuje dwóch synów, którzy cierpią na ciężką nieuleczalną chorobę. Kobieta musiała zrezygnować z pracy, by całkowicie poświęcić się dzieciom. Niespodziewanie urzędnicy odebrali jej zasiłek pielęgnacyjny. Komisja z powodu pandemii decydowała o losie rodziny zaocznie. - Nagle dzieci cudownie ozdrowiały - denerwuje się matka.

- Łukasz i Bartek to moi kochani synusie, obojętnie, jacy będą, to będę ich kochać. To nie jest zwykła miłość, tylko coś więcej. Cały czas wymagają mojej uwagi, starają się być samodzielni i pokazać mi to, ale niestety często jest tak, że… mogą nawet podpalić kuchnię – mówi Małgorzata Małek-Pueper.

Kobieta sama wychowuje dwóch synów: 7-letniego Bartka i trzy lata starszego Łukasza. Obaj chłopcy cierpią na ciężką i nieuleczalną chorobę genetyczną tzw. zespół łamliwego chromosomu X. Schorzenie powoduje niepełnosprawność umysłową i ruchową, autyzm oraz nadpobudliwość połączoną z agresją wobec innych, a także samego siebie. Życie Łukasza i Bartka to ciągła terapia prowadzona przez matkę i specjalistów. - U Łukasza nie ma mowy werbalnej, komunikuje się pojedynczymi wyrazami. U Bartka mowa występuje, aczkolwiek komunikacja jest bardzo ograniczona. U Bartka występują częste zaburzenia lękowe. Boi się zwierząt, obcych ludzi. Boi się obcej osoby, którą spotka na klatce. Przykleja się wtedy do mamy i nie jest w stanie się ruszyć. A Łukasz ucieka od razu i biegnie do domu – opowiada Daria Mastalerz, pedagog specjalny.

Zdarza się, że 7-latek jest agresywny w stosunku do brata i matki.

– Z kolei Łukasz jest autoagresywny. Uderza głową o różne przedmioty. Oboje gryzą ręce w momencie podekscytowania. Nie zostawiłabym ich samych bez opieki osoby dorosłej. Cały czas musimy ich kontrolować – zaznacza Mastalerz i dodaje, że nie ma możliwości, by pani Małgorzata zostawiła dzieci i poszła do pracy.

Opieka nad dziećmi

Po urodzeniu synów pani Małgorzata zmieniła całe swe życie. Rzuciła pracę w banku i odtąd całe dnie, miesiące i lata wypełnia jej opieka nad Bartkiem i Łukaszem. Musi być doskonale zorganizowana.

- Nie mam wyjścia. Muszę wszystko przewidzieć, być przygotowana na każdą okoliczność. Za każdym razem muszę mieć torbę z rzeczami do przebrania, bo wszystko się może po drodze wydarzyć. Cały czas pilnuję, żeby dzieci miały terapię. Żeby je dowieźć, odebrać. W odpowiednim czasie być w domu i być gotowa z obiadem. Oni na nic nie potrafią czekać. Muszą mieć plan, na który czekają i wiedzą, co po kolei będzie – opowiada Małek-Pueper.

Zobacz też: Czy bezobjawowi nosiciele koronawirusa zarażają?

Decyzja komisji

Jednym z podstawowych źródeł utrzymania kobiety, oprócz świadczeń od pracującego za granicą ojca dzieci, jest zasiłek pielęgnacyjny. Od sześciu lat kobieta dostawała, co miesiąc 1800 zł na ciągłą opiekę nad Bartkiem i Łukaszem. Pieniądze, co trzy lata przyznaje zespół specjalistów, który z powodu pandemii, działa zaocznie, na podstawie dokumentów. W kwietniu zespół ponownie oceniał, czy Łukasz i Bartek wymagają stałej opieki.

- Otrzymałam nowe orzeczenie, gdzie w 7. punkcie jest napisane, że Łukasz i Bartek nie wymagają stałej opieki. Nagle dziecko cudownie ozdrowiało – denerwuje się Małgorzata Małek-Pueper.

Pani Małgorzata złożyła skargę na decyzję komisji. Ale w odpowiedzi przewodnicząca zespołu stwierdziła, że orzeczenie jest prawidłowe. Z uzasadnienia wynika, że rehabilitacja przynosi efekty i w związku z tym nie ma już potrzeby zapewnienia Łukaszowi i Bartkowi całkowitej opieki. Decyzja zbulwersowała nie tylko mamę chłopców, ale też pracujących z nimi terapeutów.

- Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Jako placówka chcieliśmy interweniować, nawet umówić się na rozmowę do starostwa. Czujemy, że mama znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, a to jest mama walcząca, heroiczna. Ta mama nie może wrócić do pracy. Rodzic też musi mieć siłę pracować z dzieckiem w domu – zaznacza Małgorzata Kielan, dyrektor szkoły „Drzewo ciekawości” i terapeutycznej szkoły podstawowej.

„Postanowili jak postanowili”

Pani Małgorzata nie poszła do pracy. Od kwietnia utrzymuje się z oszczędności.

Rodzinie towarzyszyliśmy podczas wizyty logopedy. W ostatnich tygodniach spotkania się nie odbywały ze względu na pandemię.

- Oni się wycofali i to znacznie. Przez dwa miesiące nie było zajęć i oni w domu zdziczeli. Oni potrzebują terapii, jako nauki. Muszą być przystosowani do jakiegokolwiek normalnego życia. Muszą się umieć ubrać i najeść. Dobrze, by było, gdyby umieli mówić – uważa logopeda Renata Jedynak-Zimny.

- Ci ludzie [z komisji orzekającej – red.] widzą tylko papiery, nie widzą dzieci. Uważam, że przed wydaniem takiej decyzji należałoby zobaczyć dzieci – dodaje Jedynak-Zimny.

Czy przyczyną zaskakującej decyzji urzędników były zaoczne obrady bez udziału zainteresowanej matki i dzieci? Na rozmowę z nami zgodziła się przewodnicząca zespołu, który pozbawił panią Małgorzatę zasiłku. - W obydwu sprawach były dołączone opinie rehabilitantów o funkcjonowaniu dzieci. Na tej podstawie lekarz i psycholog uznali, że w stosunku do poprzedniego orzekania nastąpiła poprawa stanu funkcjonowania dzieci. Orzekał lekarz, nie mogę ingerować w orzeczenie lekarza – twierdzi Marzena Perkowska, przewodnicząca powiatowego zespołu ds. orzekania o niepełnosprawności w Poznaniu.

Dlaczego komisja nie zobaczyła, jak wyglądają i zachowują się dzieci, korzystając ze smartfona.

- Nie stosowaliśmy do tej pory takich rozwiązań. Myślę, że żaden z zespołów tego nie stosuje. Dwóch lekarzy przejrzało dokumenty i postanowili, jak postanowili – oświadcza Perkowska i w końcu przyznaje: Wcale nie twierdzę, że tej pani się nie należy. Być może faktycznie zrobiony został tutaj błąd. Pani się odwołała i czeka na rozstrzygnięcie zespołu wojewódzkiego.

- Nie wiem, co ja zrobię dalej. Zaproszę komisję do domu, niech zabiorą dzieci na spacer. Jeden spacer wystarczy, za 10 minut zadzwonią i powiedzą: weź pani te dzieci. Jestem o tym przekonana – mówi Małek-Pueper.

Ostatnią deską ratunku dla pani Małgorzaty stało się odwołanie od decyzji starostwa do komisji w urzędzie wojewódzkim. Matka Łukasza i Bartka dołączyła dodatkowo do pisma kategoryczną opinię psychiatry, z której jasno wynika, że obaj jej synowie wymagają całodobowej opieki.

- Muszę wierzyć, że będzie dobrze, bo nie chciałabym, żeby trafili do domu opieki społecznej. Wiadomo, że ich nie uzdrowimy, ale można zrobić wiele – kwituje Małek-Pueper.

podziel się:

Pozostałe wiadomości