Fryderyk K. ma około 60 lat. Był kilkakrotnie skazany. Cztery lata temu wyszedł na wolność i skatował swoją konkubinę. Kobietę znaleziono zmasakrowaną i zakrwawioną przy drodze. Uciekła z domu Fryderyka K. Za pobicie ze szczególnym okrucieństwem Fryderyk K. został skazany na cztery lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności. W zeszłym roku u Fryderyka K. zdiagnozowano jaskrę, a potem nowotwór krtani. Uznano, że pacjent nie może być leczony w warunkach więziennych. Na tej podstawie Sąd Penitencjarny udzielił mu rocznej przerwy w odbywaniu kary. - Sąd postanowił, że skazany ma obowiązek kontaktować się z kuratorem sądowym w miejscu swojego zamieszkania - mówi Lucyna Oleszek z Sądu Okręgowego w Przemyślu. - Nie może też zmieniać miejsca zamieszkania bez zgody sądu. Po tym jak sąd wydał decyzję o przyznaniu rocznej przerwy, Fryderyk K. wrócił do swojego domu w Maliniu koło Mielca. Sołtys wsi mówi, że mężczyzna nie stwarzał żadnych problemów. Wszystko wskazywało na to, ze Fryderyk K. rozpocznie nowe życie. Odmalował dom, kupił samochód, zaprzyjaźnił się z kobietą, panią Grażyną. - Dobry był, miły - mówi Grażyna Więcek. - Tak potrafił oplątać człowieka wokół palca, że we wszystko mu się wierzyło. Potem zaczął robić bimber w domu, tabletki tym popijał i całkiem mu odbiło. Po kilku miesiącach przebywania na wolności mężczyzna po raz pierwszy uderzył panią Grażynę. Kobieta nie zgłosiła tego faktu na policję. Dalej odwiedzała Fryderyka K. w jego domu. Kilka miesięcy później rozegrał się dramat. Fryderyk K. skatował panią Grażynę i przez dwa tygodnie nie wypuszczał jej z domu. - Pałą gumową, ze śrubami na końcu prał mnie po plecach - mówi Grażyna Więcek. - Młotkiem po głowie bił. Wrzeszczałam, ale kto w nocy by mnie usłyszał? O tym, że pani Grażyna nie wraca do domu, policję zawiadomił jej syn. Kobieta trafiła do szpitala, a Fryderyka K. aresztowano. Czy kolejnego przestępstwa popełnionego przez wcześniej skazanego można było uniknąć? I sąd, i policja tłumaczą, że nie było żadnych sygnałów o niezgodnych z prawem zachowaniach Fryderyka K. K. będąc na wolności pozostawał w stałym kontakcie z kuratorem. Zgodnie z ustawą o kuratorach sądowych wizyty te odbywały się co trzy miesiące. - Gdyby kurator miał czas, sposobność, by intensywnie go pilnować, to być może, choć pewności nie ma, dałoby się przestępstwa uniknąć - mówi prof. Zbigniew Hołda, karnista. - Przepisy mamy dobre, brakuje kadr. Fryderyk K. przebywa w areszcie. Niedługo zostaną mu postawione zarzuty pobicia i gróźb karalnych. Grozi mu za to nawet do ośmiu lat więzienia. Ale nie można wykluczyć, że – ze względu na zły stan zdrowia - znów będzie mógł ubiegać się o przerwę w wyroku.