Pani Izabela prowadzi żłobek w prywatnym mieszkaniu w Szczecinie. Kobieta opiekuje się dziećmi do trzeciego roku życia. Pobyt kosztuje 800 złotych miesięcznie. W prowadzonym przez nią żłobku najczęściej przebywało ośmioro podopiecznych.
Pierwsze wrażenie
Kobieta robiła pozytywne wrażenie na rodzicach, którzy decydowali się zostawić jej swoje pociechy.
- Obejrzałam to miejsce. Pani była zachwycająca, pomyślałam, że trafił mi się anioł. Mówiła, że jest pedagogiem, przez lata wychowywała dzieci. Czego tu było się bać? Można zaufać kobiecie – wspomina Anna Garstka, matka Przemka.
- Wywarła na nas takie wrażenie, że chcieliśmy oddać jej dziecko. To była kobieta „do rany przyłóż” – niesamowicie miła, uprzejma – dodaje Damian Osiński, ojciec Kuby.
Zmiany u dzieci
Z czasem rodzice zaczęli obserwować niepokojące zamiany u dzieci.
- Do tej pory Kuba był bardzo wesoły, radosny, lgnął do ludzi. Od pewnego czasu stał się odludkiem, bał się kontaktu z drugim człowiekiem. Stawał się agresywny w stosunku do nas. Nigdy wcześniej nie zdarzały mu się takie sytuacje. Wymuszał wszystko biciem – opowiada Damian Osiński.
Anna Garstka przyznaje, że nie zaniepokoiły jej nawet siniaki u synka.
– W domu też się przewracał. Ale między świętami, a Sylwestrem wrócił z dwoma pręgami na twarzy. Pomyślałam, że o coś zahaczył. Pogłaskałam go i przyłożyłam rękę do policzka. To był typowy odcisk od palca, od trzaśnięcia w buzię – uważa matka Przemka.
Inni rodzice też zaniepokoili się zachowaniem dzieci.
- Zaczęło się chowanie się po kątach, budzenie się z krzykiem, zgrzytanie zębów, nawet w dzień - mówi Radosław Pawłowski, ojciec Oli.
Nagranie
Mężczyzna kupił dyktafon, żeby nagrać, co się dzieje w żłobku.
Zapis okazał się szokujący.
- Czego mnie k… szczypiesz? Wyp…, p…lony. No wstańże, k…- słyszymy kobietę krzyczącą do dziecka. I płacz malucha.
- Tam słychać masakrę, którą przeżywały dzieci. A z drugiej strony, dlaczego, tam była taka cisza? Gdzie są dzieci? Nie słychać, posiłków, żeby się bawiły, w ogóle nie słychać życia – mówi Pawłowski.
Rodzice pojechali do pani Izabeli, licząc na wyjaśnienia.
- Twierdziła, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo pracuje z dziećmi od 20 lat. Rozmawialiśmy około 40 minut. Po tym czasie otworzyła drzwi od łazienki, wyciągnęła nasze dziecko. I stwierdziła, że możemy już iść. Łazienka była zamknięta, światło było zgaszone, Kuba nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku przez cały czas trwania tej rozmowy. Podczas rozmowy nie mieliśmy zielonego pojęcia, że dziecko jest w łazience – mówi Damian Osiński.
Pani Izabela przekonuje, że nie jest to do końca żłobek, a domowa opieka. Prowadzi ją około 20 lat. Jakie ma uprawnienia do opieki nad dziećmi?
- Mam skończone technikum gastronomiczne i studia pedagogiczne. W czasie studiów najpierw wyjeżdżałam na praktyki, potem zarobkowo na kolonie, gdzie byłam wychowawczynią – mówi.
Pani Izabeli puściliśmy nagranie. Słychać na nim krzyk i przekleństwa kobiety, uderzenia i płacz dziecka.
Pani Izabela przyznała, że to jej głos, ale zaprzecza, by uderzyła dziecko.
- Nie powinnam, tak mówić do dziecka. W tym dniu pracowałam sama. Widocznie, jakaś tama we mnie puściła. Na co dzień nie przeklinam – zapewnia pani Izabela. I podkreśla. - Nie biłam dziecka. To nie są odgłosy bicia. Jakby dziecko było bite to płacz byłby przerywany.
Co to był za odgłos?
- Może zaczęłam tupać, żeby uspokoić dziecko? Może zaczęłam uderzać o ręce, żeby ta dziewczynka się uspokoiła? Żeby innym dźwiękiem odwrócić jej płacz – sugeruje.
Poważny uraz
Kilka miesięcy temu roczny chłopczyk miał poważny uraz głowy. Matka nie uwierzyła w tłumaczenia opiekunki.
- Zaczął opowiadać, że bawił się z koleżanką. Kłócili się o zabawkę, koleżanka podeszła i uderzyła go z głowy w brodę. Pani doktor stwierdziła, że albo to jest upadek z dużej wysokości, albo uderzenie klockiem, jakimś przedmiotem, który ma ostre krawędzie - mówi Anna Garstka.
- To było na moich oczach. Dziewczynka podeszła i uderzyła chłopca głową. Dla mnie też to jest niezrozumiałe, że takie małe dziecko może podejść i uderzyć kolegę. Dziecko jest małe, skóra jest młoda i przecięło mu tę skórę. Przecież nie wzięłam, ani noża, ani żyletki i nie przecięłam dziecku skóry – twierdzi pani Izabela.
Udało się nam porozmawiać z kobietą, która przez ponad siedem lat mieszkała obok pani Izabeli. Prosiła o zachowanie anonimowości.
- W tym mieszkaniu słychać było wielogodzinny płacz. Dzieci bardzo płakały. Kiedyś była taka sytuacja, że moja córka przechodząc przez piwnicę do ogródka spotkała małego chłopca, w ciemnym przejściu piwnicznym, z plecaczkiem , pozostawionego w kącie, płakał – opowiada.
Prokuratura
- Zrobię przerwę. Dlatego, że już sama sobie nie ufam. Może już do tego nie mam predyspozycji? Bardzo jest mi przykro, bardzo przepraszam rodziców, za mój niekontrolowany wybuch. Nie powinno się to zdarzyć. Mam do siebie ogromne pretensje, że tak się zdarzyło – mówi pani Izabela.
Od stycznia prokuratura sprawdzała w jaki sposób była sprawowana opieka nad dziećmi w żłobku pani Izabeli.
Kilka dni po nagraniu naszego reportażu prokuratura postawiła opiekunce zarzuty znęcania się psychicznego i fizycznego nad podopiecznymi, za co grozi jej do 8 lat więzienia. Kobieta nie przyznała się do winy, ale zamknęła żłobek i nie opiekuje się już dziećmi.