Bez wchodzenia w szczegóły, pana Tomasza można by nazwać alimenciarzem, a przynajmniej dłużnikiem.
- Zalegam 37 tys. zł i do tego dochodzą koszta komornicze, czyli w sumie około 46 tys. zł – wylicza Tomasz Kopacz. I przyznaje: - Jestem człowiekiem, który nie ma nawet konta w banku, nie mogę mieć nawet telefonu na abonament, ponieważ jestem dłużnikiem.
Jednak poznanie szczegółów sprawy pana Tomasza pozwala spojrzeć na wszystko zupełnie inaczej.
- Płaciłem [alimenty – red.], ale komornik, któremu przedstawiałem wszystkie moje dowody wpłaty, stwierdził, że on nie jest od badania tego wszystkiego, tylko od egzekwowania i jego to nie interesuje.
- Od 10 lat walczymy z komornikiem w sprawie bezzasadnego, według nas, zadłużenia – mówi Aleksandra Kopacz, żona pana Tomasza. I wyjaśnia: - Dziecko [pana Tomasza – red.] na stałe mieszka z nami, jego mama ma ograniczone prawa rodzicielskie, ma też zakaz widywania się z synem z uwagi na opinię biegłej psycholog i biegłego psychiatry. Syn jest pod naszą wyłączną opieką, a tamta strona i komornik egzekwuje zapłatę kolejnych alimentów, do 1. dnia każdego kolejnego miesiąca.
Walka o syna
Pan Tomasz stracił kontakt z synem, kiedy ten miał pół roku. Trudno było ustalić jego miejsce pobytu, bo matka stale zmieniała adresy. Po sześciu latach poszukiwań, sprawach sądowych, które odbywały się w różnych miastach, odzyskał dziecko, odbierając je z przedszkola.
- Pojechaliśmy do przedszkola. Pani dyrektor powiedziała, że wcześniej Olkowi przekazano, że nie ma taty. Pamiętam, że wszedłem do niego do pokoju i… - w tym momencie panu Tomaszowi załamuje się głos, pojawiają się łzy. – Syn jest bardzo do mnie podobny. Zażartowałem sobie: „Olek, jestem twoim tatą, mam tak samo duże oczy jak ty”. Uwierzył mi, zaczął się śmiać. Zapytałem, czy pójdzie ze mną. On powiedział, że tak.
- Nie wierzyłem, sześć lat batalii, walki i syn jest. Teraz nie widzimy życia bez niego – podkreśla.
- Olek wyszedł z nami niejako z obcymi ludźmi. I ani razu nie zapłakał, ani razu nie miał problemów z zaśnięciem. Przyszedł do nas jak do siebie. Był szczęśliwy, że ma tatę, bo tamta mama powiedziała mu, że ten nie żyje – mówi żona pana Tomasza.
Pani Aleksandra podkreśla, że udało się dać małemu Olkowi to, czego mu brakowało.
- Raptem okazuje się, że jest tata, jest stałe miejsce zamieszkania. On ma swoje łóżko, swoje zabawki. To było dziecko, które cieszyło się nawet z tego, że poszwa na kołdrę ma taki sam wzór jak na poduszkę. Że on nie musi za chwilę się przeprowadzać. Wcześniej to było dziecko zlęknione, że znowu będziemy gdzieś biec, opuszczać w nocy dom. Tak było nauczone.
Olek potrzebował też mamy.
- Kiedy do nas trafił w czerwcu 2017 roku, byliśmy trzy miesiące przed ślubem. Kiedy się dowiedział, że niedługo z Tomkiem bierzemy ślub, sam zaproponował: „Skoro będziesz już żoną mojego taty, no to, kim ja będę?” Powiedziałam: „Nie wiem, jak ty uważasz?”. Powiedział wtedy: „Ja będę waszym synkiem, czy mógłbym mówić do ciebie "mamo"?”. Teraz faktycznie tworzymy rodzinę.
Od momentu gdy dziecko zamieszkało z ojcem, biologiczna matka ani razu nie skontaktowała się z synem. Nie wiadomo też, gdzie przebywa.
- Według naszych ustaleń, wcześniej żyła ze sponsoringu, wysyłając nagie zdjęcia, żądając jakiś kwot za to. Uznaliśmy, że nie są to absolutnie warunki do wychowywania małego dziecka. A dodatkowo na Facebooku tej osoby pojawiały się zdjęcia Olka np. bez spodenek w obecności jakiegoś mężczyzny. Odbierając Olka z przedszkola, postawiliśmy wtedy na szali jego dobro, dalsze życie, bezpieczeństwo z tym, z czym ewentualnie miałby się zmierzyć, poznając tatę, którego nie widział sześć lat i trafiając do nowego środowiska.
- Jego matka potrzebowała dziecka przede wszystkim po to, żeby otrzymywać jakieś finansowe korzyści, typu alimenty, 500+. Otrzymywała także z OPS jakieś pieniądze na leki, które w rzeczywistości nie były lekami dla syna – podkreśla pan Tomasz.
Zadłużenie
Ojciec Olka podkreśla, że przed odzyskaniem dziecka płacił alimenty.
- Dowodem tego, że w rzeczywistości je płaciłem miesiąc w miesiąc jest to, że obecnie syn jest przy mnie. Żaden sąd nie wydałby wyroku, jeżeli nie płaciłbym tych alimentów, nie dbał o jego byt.
- Do 2017 roku, do momentu przejęcia opieki, płaciliśmy te pieniądze. Posiadamy każdy jeden kwit, przelew i wszystko jest do udowodnienia – przekonuje pani Aleksandra. Ale przyznaje: - Nie zawsze było to terminowo płacone, wpływ na to miało przesunięcie pensji z 1. dnia miesiąca na 10. Te przesunięcia w płatnościach wynoszą maksymalnie dwa, trzy dni.
- Zaraz po przejęciu władzy rodzicielskiej nad synem pojechałem do komornika przedstawić mu wyrok sądu, że Olek ma być przy mnie. Zostawiłem pismo i otrzymałem potwierdzenie. Bez skutku. Olek jest już z nami prawie 4 lata i w dalszym ciągu komornik żąda ode mnie zapłaty alimentów miesiąc w miesiąc – denerwuje się pan Tomasz.
- Czuję ogromną niesprawiedliwość. Cały czas odbijamy się od ściany, bo cały czas, jak nie komornik, to sąd, wskazuje nam, że ta egzekucja prowadzona jest prawnie, dlatego, że te wpłaty nie następowały w terminie do 1. dnia miesiąca, tylko do 3. lub 4. Nikt nam nie pomógł w tej sytuacji, nie pochylił się nad tymi przelewami. Jesteśmy w stanie zapłacić odsetki za te dni, ponieść koszty komornicze, natomiast nigdy się nie zgodzę na to, żeby tamtej stronie spłacić po raz kolejny nienależną jej kwotę – mówi pani Aleksandra.
Razem z panem Tomaszem wybraliśmy się do komornika, który zajmuje się jego sprawą.
- Mam dla pana dobrą informację, że już nie egzekwuję. Nie mogę mówić o szczegółach, dlatego, że komornika obowiązuje tajemnica egzekucyjna – oświadczył Dariusz Wiercigroch.
Dalsza część rozmowy pana Tomasza z komornikiem odbyła się bez kamer. Ze spotkania ojciec Olka wyszedł zadowolony.
- Pan komornik powiedział, że sprawa jest uchylona w całości. Kilka lat nie można czegoś zrobić, a państwo załatwiacie to w pięć minut – podsumował pan Tomasz.