Siostry Katarzyna i Agata Zawada twierdzą, że kilka lat temu padły ofiarą grupy, która podstępem przejęła ich rodzinny majątek. Najpierw wciągnęła we wspólny biznes, a potem przejęła oszczędności i nieruchomości.
- Można powiedzieć, że działka została przejęta jako pierwsza. Myślę, że panom poszło tak łatwo i szybko, bez żadnych problemów, że stało się to dla nich zachętą, żeby działać dalej – mówi Katarzyna Zawada. I dodaje: - My do dziś o nią walczymy. To jest działka, która jest naszą ojcowizną.
Historie sióstr opowiadaliśmy dwa lata temu w programie Superwizjer:
Sprawa ma swój początek w 2015 roku, kiedy pani Katarzyna przejęła po ojcu zadłużone biuro podróży. Potrzebowała szybko uregulować zaległości, wtedy zaufany adwokat, Ernest R. przedstawił jej biznesmena, Dominika L. Mężczyzna zaproponował, prywatną pożyczkę, której zabezpieczeniem miała być cenna działka w warszawskiej Falenicy.
- Potrzebowałam pożyczyć 250 tys. zł, nie chciałam sprzedać nieruchomości, wartej na tamten czas ponad 2 mln zł – zapewnia pani Katarzyna i dodaje: - Stawiliśmy się wszyscy w kancelarii pani notariusz i spisaliśmy akt pożyczki, jak sądziłam. Ale czytam ten akt i widzę słowa „sprzedaż”. Te słowa mnie niepokoiły i zadałam pytanie o słowa „sprzedaż”. Usłyszałam, że takie są sformułowania, że wszystko jest w porządku. Że w tym momencie potrzebne jest zabezpieczenie tej pożyczki. Na tej czynności obecny był również pan Dominik, który jak się okazało, uczestniczył tylko jako widz. Nie ma jego wpisu. Jak sam powiedział: „Jestem Mr. Nobody”
Nasza dziennikarka dotarła do Dominika L., ale ten nie wyraził zgody na publikację swojej wypowiedzi. Zaprzeczył, by pożyczył pieniądze pani Katarzynie. Według biznesmena, od początku umawiali się na sprzedaż nieruchomości. Relacje pokrzywdzonych kobiet nazwał bzdurą.
W 2015 roku umowę, zamiast biznesmena, podpisał jego kierowca – to początkowo wzbudziło wątpliwości kobiet. Jednak Dominik L. zyskał zaufanie sióstr, oferując pomoc, gdy jedna z kobiet zachorowała na nowotwór.
- Woził mnie do lekarzy. Bardzo interesował się moim stanem zdrowia. Często przyjeżdżał. Słyszałam: „Aga, nic się nie martw. Masz szczęście, że mnie spotkałaś” – przytacza Agata Zawada.
"Proceder polegał na zakładaniu spółek"
Okazało się, że Dominik L. posiada bogatą kartotekę karną: w przeszłości skazany był za przestępstwa skarbowe i podatkowe. Na początku lat dwutysięcznych związany był z ludźmi z gangu pruszkowskiego. Siostry jednak tego nie wiedziały i dały się namówić na wspólny biznes, który zakończył się przejęciem kilku nieruchomości wartych obecnie nawet kilkanaście milionów złotych.
- Proceder polegał na zakładaniu spółek, po to, żeby ofiary wnosiły aportem swoje nieruchomości – tłumaczy pani Agata.
- Byłam prezesem, na ówczesny czas nie miałam wiedzy, że większość udziałów ma Dominik, który następnie odwołał mnie z funkcji prezesa. Natomiast mój dom został w spółce. Te spółki były narzędziami do okradania ludzi w majestacie prawa – zaznacza pani Agata.
- Niezwykle trudny był pierwszy moment, kiedy okazało się, że nie mam nic. Nie mam majątku, nie mam pieniędzy i stanęłam nad przepaścią – wspomina pani Katarzyna.
Dominik L., na nagraniu zrobionym ukrytą kamerą, tłumaczył, że przejęcie nieruchomości to była forma pomocy i w każdej chwili nieruchomość pani Agaty może jej odsprzedać. Inaczej tę pomoc oceniła prokuratura, która w ubiegłym roku postawiła biznesmenowi zarzuty.
W tym samym śledztwie podejrzany jest także były już adwokat – Ernest R. oraz żona dewelopera - Karolina L. To ona reprezentuje dziś niektóre spółki biznesmena.
W reportażu pokazaliśmy jedną z nowych inwestycji, wybudowanych przez jego kolejną spółkę. Ustaliliśmy, że część działki, na której wybudowano domy, należała do innej spółki kontrolowanej przez Dominika L., ale gdy zaczęły się nią interesować prokuratura i urząd skarbowy, domagając się zwrotu zaległego podatku, nieruchomość przeniesiono do nowej spółki.
Nasza reporterka spotkała Karolinę L., ale ta odmówiła rozmowy przed kamerą i zakazała publikacji swoich wypowiedzi. Dziennikarkę nazwała oszustką, a relacje pokrzywdzonych kłamstwem. Przyznała, że jest podejrzaną w śledztwie prokuratury, ale minęła się z prawdą, twierdząc, że zarzut nie dotyczy przejęcia nieruchomości.
Według prokuratury, poszkodowanych przez Dominika L., jego żonę i jego wspólników jest jeszcze 5 innych osób.
Historie dwojga z nich pokazywaliśmy państwu w poprzednim reportażu.
- Miałem swój dom, ziemię. Zaproponowali mi, żebym dał ziemię w zamian za apartament. Apartament powstał, ale sprzedali go za moimi plecami – mówił jeden z naszych rozmówców.
- Budował taką wizję, że wydobędzie potencjał z tego, co posiadamy. [Do tej firmy wniosłyśmy – red.] chyba 17 nieruchomości – mówiła inna osoba.
Zgłosiły się do nas kolejne osoby, które czują się poszkodowane
Ilość poszkodowanych osób może być znacznie większa, bo tylko w ostatnim czasie zgłosiły się do nas kolejne, które twierdzą, że zostały wykorzystane w podobny sposób.
- Posiadaliśmy grunt, który mógł służyć do wybudowania domu lub bloku. Podpisaliśmy umowę spółki. W międzyczasie doszło do pożyczki. Zastawem tej pożyczki były udziały w tej spółce – mówi Przemysław Pawłowski.
Według naszego rozmówcy, w akcie notarialnym zamiast słowa „pożyczka” napisano „sprzedaż”. Ziemię wartą wówczas 2 miliony złotych, nabył za blisko 1/3 wartości. Większość umów zawierano w kancelarii notarialnej. Najczęściej była to kancelaria notarialna Doroty K.
- To jest klucz do sukcesu tych przedsięwzięć – jest kancelaria notarialna, jest adwokat, czyli są osoby, które stoją na straży prawa. Tak powinno być, a tak nie jest – mówi Katarzyna Zawada. I dodaje: - Pani notariusz pewne fakty zatajała, pewne fakty przemilczała, a pewne fakty autoryzowała dostojeństwem miejsca.
Dziennikarka zapytała notariuszkę o sprawę pani Zawady.
- Pierwszy raz słyszę, że miała być umowa pożyczki – stwierdza Dorota K.
- To wyglądało tak, że oni tu wszyscy przychodzili jak dobrzy znajomi – dodała.
- Nie sądzę, żebym zrobiła coś sprzecznego z przepisami prawa - zaznaczyła.
Czy prokuratura bada wątek notariuszki, u której podpisywane były akty notarialne?
- Prokuratura bada wszystkie wątki, w których istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa. Nie chcemy mówić o szczegółach postępowania, bo to nie wpływa korzystnie na tok postępowania - mówi Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Od 5 lat w warszawskich sądach, z powództwa sióstr, toczą się sprawy o odzyskanie utraconych nieruchomości. Kobiety nie mają nadziei na szybkie zakończenie procesów i zwrot rodzinnego majątku.
- Prokuratura nie grzeszy szybkością. To wszystko się toczy i toczy. A ta cała organizacja jest już przy kolejnej ofierze – kończy pani Agata.
Odcinek 7369 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: wg
Reporter: Kamila Wielogórska