Odszkodowanie trzeba wywalczyć

Firmy ubezpieczeniowe wypłacają co roku miliony złotych odszkodowań. Przeciąganie spraw, zaniżona wycena szkód, oskarżenia o sfingowanie wypadku – zwykły obywatel ma niewielkie szanse w walce z wielkimi firmami ubezpieczeniowymi.

Mechanizm jest prosty: ubezpieczyciele próbują wymigać się od wypłaty, korumpują biegłych sądowych, albo przeciągają wypłatę w nieskończoność. W tych praktykach są już tak zuchwali, że posuwają się nawet do jawnego oszustwa i fałszowania dokumentów. Takie złe doświadczenia z jedną z firm ubezpieczeniowych ma mieszkający w Krakowie Łukasz. Pod koniec lutego na jednej z najbardziej ruchliwych krakowskich ulic doszło do wypadku. Tramwaj nie wyhamował przed wjeżdżającą na tory taksówką. Uderzył w tył samochodu, a ten z kolei w następne auto. W sumie w zdarzeniu ucierpiało pięć pojazdów, w tym prowadzony przez Łukasza. Policja nie miała kłopotu z ustaleniem winnego – kierowcy taksówki – i nałożyła na niego mandat. - Po stłuczce pierwsze kroki skierowałem do Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego – opowiada Łukasz. – Tam był ubezpieczony sprawca i tam złożyłem wszystkie dokumenty. Umówiłem się z rzeczoznawcą na oględziny samochodu. Powiedziano mi, że sprawa zostanie wyjaśniona w ciągu 30 dni. Minęły jednak trzy miesiące i sprawa była równie daleka od wyjaśnienia, jak na początku. Policyjna notatka nie wystarczyła PTU, więcej – Łukasz dowiedział się, że sprawca wypadku nie poczuwa się do winy, że prawdopodobnie winny jest w jakiejś części motorniczy, że całą sprawę trzeba jeszcze raz przejrzeć. Ale – słyszał za każdym razem poszkodowany kierowca – w końcu na pewno będzie odszkodowanie, bo taksówkarz przyjął mandat. W rzeczywistości PTU w ciągu trzech miesięcy nie przesłuchała nawet głównego świadka – motorniczego tramwaju! Łukasz zrezygnowany postanowił podzielić się swoim kłopotem z UWAGĄ! Wyposażony w ukrytą kamerę udał się do krakowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego. Rozmawiał tam z pracownikiem, od którego dowiedział się, że w sprawie odszkodowania nastąpił całkowity zwrot. - Pana sprawa de facto wygląda tak, że taksówkarz złożył odwołanie od mandatu i sprawa trafi do sądu grodzkiego – powiedział pracownik PTU. – Jeśli chodzi o wypłatę, to w pewnym sensie najlepiej by było dla pana to zlikwidować z casco. Najlepiej niech się pan wstrzyma do końca tygodnia, zobaczymy, co wyjdzie z tego i wtedy będzie pan sobie decydował. W taki sposób Łukasz był traktowany za każdym razem, gdy dopominał się o należne mu odszkodowanie. Taksówkarz jednak w rozmowie z reporterem UWAGI! zaprzeczył, jakoby składał jakiekolwiek wnioski do sądu grodzkiego. Pracownicy krakowskiego oddziału PTU postanowili na wszelki wypadek w inny jeszcze sposób zabezpieczyć się przed ewentualną wypłatą odszkodowania. Rzeczoznawca PTU w swoich ekspertyzach zaniżał wartość szkody, jaką poniósł Łukasz. - Robili mi różne dziwne amortyzacje, nawet do 90 proc. wartości danej części samochodu – mówi Łukasz. – Nie mówiąc o tym, że przy pierwszych oględzinach dałem rzeczoznawcy 500 zł – bo wiadomo, że w Polsce to rzecz normalna, że żeby wszystko zostało załatwione, to trzeba zapłacić – ale okazało się, że 500 zł to za mało. Łukasz poszedł do rzeczoznawcy z pieniędzmi i ukrytą kamerą. Taśmę ze sfilmowanym momentem wręczania łapówki zawiózł potem razem z reporterem UWAGI! do warszawskiej centrali PTU. Obejrzał ją wiceprezes zarządu Jan Kaczanowski i zapowiedział, że jeśli wewnętrzna kontrola potwierdzi to, co zobaczył, natychmiast zwolni nieuczciwego rzeczoznawcę i zawiadomi organy ścigania. To zaalarmowało krakowskich pracowników PTU, którzy próbowali ratować skórę. Usiłowali namówić kierowcę taksówki, sprawcę lutowego wypadku, by podpisał dokument, w którym miał wycofać się z przyznania się do winy. - Nagle dyrektor do mnie dzwoni i pilnie chce się skontaktować – mówi taksówkarz. – Powiedziałem, że żadnych oświadczeń nie będę podpisywał. Dla mnie sprawa jest skończona: jest mandat niezapłacony, za to na pewno nie zostanę powieszony i tyle. Dla Łukasza sprawa jeszcze się nie zakończyła, choć wszystko wskazuje na to, że jego współpraca z UWAGĄ! zaowocuje wreszcie wypłatą odszkodowania. Dziwi jednak to, że tak duża firma ubezpieczeniowa nie uczy się na swoich, delikatnie mówiąc, błędach. Łukasz przed trzema laty miał już z nią podobne doświadczenia. Opowiadał o nich reportaż Superwizjera, nadany 7 marca br. Biegły rzeczoznawca orzekł wtedy na korzyść PTU, tak by wykazać, że Łukasz chce bezpodstawnie wyłudzić odszkodowanie. Na dodatek brał także łapówki. Po emisji reportażu został skreślony z listy biegłych, a jego opiniami interesuje się prokuratura. Tym razem także trzeba było reportażu, by nieuczciwy likwidator PTU stracił pracę. W krakowskim oddziale szykują się następne zwolnienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości