W szkole imienia Cecylii Plater-Zyberkówny w Warszawie uczennice chodziły do szkoły w mundurkach już w 1883 roku. Wtedy ten obowiązek był oczywisty. - Przed wojną wszystkie szkoły miały mundurki. My zwróciliśmy się do dziewczynek, żeby same je zaprojektowały. Bardzo chcieliśmy, żeby to był wybór uczennic, a nie narzucona z góry konieczność. W moich czasach mundurek nosiło się cały czas: w domu, w niedzielę była biała bluzka zamiast granatowej. To był strój obowiązujący z wyjątkiem wakacji i świąt – wspomina Anna Trzeciakowska, wychowanka szkoły im. C. Plater-Zyberkówny, odnowicielka szkoły po 1989 r. W szkole od ponad stu dwudziestu lat obowiązek chodzenia do szkoły w mundurkach nie zmienił się. Oficjalny strój nie jest źle odbierany przez uczennice. - Chodzę w mundurku od dziesięciu lat. Nie ma sensu się przeciw temu buntować. To nie jest żadna tragedia. W mundurku najbardziej podoba mi się to, że on świadczy o naszej przynależności do grupy – mówi Katarzyna Ziembicka, uczennica. - Gdy rozważałam przyjście do tej szkoły, najgorszą stroną były właśnie mundurki. Bo zawsze uważałam, że mój ubiór, to jest pewna forma wyrażania siebie. Wyrażania swojego charakteru, tego, czym się interesuję. Ale teraz jestem z tego dumna – dodaje Monika Waligórski, uczennica. W większości polskich szkół rewia mody potrwa tylko do końca roku szkolnego . Dlatego w wielu placówkach rozgorzała dyskusja na temat wyglądu mundurków. Nauczyciele i rodzice wraz z producentami ubrań organizowali pokazy szkolnej mody, a uczniowie pod okiem choreografów występowali w roli modeli. - Jeśli wymagamy od uczniów, aby nosili jednolity strój, w pierwszej kolejności powinniśmy wymagać tego też od siebie – uważają jedni nauczyciele. - Złotego środka nie ma. Wszystkim nie dogodzimy. Każdy ma inny gust, inne zapotrzebowanie – twierdzą inni. Uczniowie na temat przyszłego stroju mają wyrobione zdanie. - Uczniowie, którzy pala papierosy, nagle nie przestaną tego robić. Mundurek nie zmieni ich zachowania – mówią uczniowie.