"Nowy Jork szalenie mnie podniecał"

TVN UWAGA! 3809467
TVN UWAGA! 163396
- Żarty się skończyły. 40 km stąd stoją czołgi Putina. To jest straszliwe napięcie dramatyczne. To jest to polskie pytanie, które od lat wisiało nad nami: „Wejdą, nie wejdą”… - nie krył emocji Janusz Głowacki, kiedy ekipa Kulis Sławy towarzyszyła mu w Charkowie, gdzie gościł na premierze swojej sztuki „Antygona w Nowym Jorku".

Sztuka jest wystawiana na całym świecie. Jednak nigdy premierze nie towarzyszyło takie napięcie jak w Doniecku. Policjanci strzegli teatru z powodu groźby zamachu bombowego ze strony separatystów.

– Sztuka, w której gram jest bardzo aktualna dla Ukrainy. Jakiś czas temu pomyślałem, żeby zabrać rodzinę, wsiąść do samochodu i wyjechać. A kiedy zacząłem pracować nad „Antygoną w Nowym Jorku” moje myślenie się zmieniło – mówi Siergiej Biereżko, aktor Teatru Narodowego w Charkowie.

Sztuka opowiada o bezdomnych emigrantach, także z Polski i Rosji, mieszkających w nowojorskim Central Parku.

– Janusza fascynowała ulica. Chodziliśmy podpatrzeć bezdomnym. Ci polscy go rozpoznawali, wiedzieli, że jest pisarzem. Często chcieli się z nimi napić, ale to było dość ryzykowne. Bo nie wiadomo było, co oni piją – wspomina malarz i grafik, Andrzej Dudziński.

Janusz Głowacki zaczynał karierę pisarską w czasach Gomułki. Jego pełne ironii opowiadania, obnażające rzeczywistość PRL, nie podobały się władzy.

- W pisaniu fajne było to, że był wróg. Miałem zabawne rozmowy z dyrektorem cenzury. Mówił: „Panie Januszu, najlepiej żeby cenzury w ogóle nie było, tylko czy ten naród dorósł do wolności? – wspomina Głowacki.

Z Markiem Piwowskim napisał scenariusz do kultowego filmu Rejs, który jest przewrotnym obrazem PRLu. Dziś pisarz wspomina, że podczas kolaudacji… nikt się nie śmiał.

– Myśmy z Markiem się śmiali. Tak na próbę, ale skoro nikt inny się nie roześmiał, to przestaliśmy – opowiada.

W Polsce odniósł sukces: pisał opowiadania, felietony i scenariusze min. „Polowanie na muchy", dla Andrzeja Wajdy. W grudniu 1981 roku wyjechał do Londynu na premierę swojej sztuki „Kopciuch". Po tym, jak w kraju wprowadzono stan wojenny, wyjechał do Stanów Zjednoczonych.

– Na początku mnie Nowy Jork szalenie podniecał – wspomina Głowacki.

Córka pisarza, Zuzanna Głowacka przyznaje, że początki były bardzo ciężkie. – Meble znajdowaliśmy na ulicy i przynosiliśmy do mieszkania. Było strasznie gorąco, a w domu nie mieliśmy klimatyzacji. Mama zabierała mnie, więc na cały dzień do muzeum, bo tam była klimatyzacja – wspomina córka pisarza.

Wkrótce w Stanach zrobiło się o Głowackim głośno. To jedna z największych karier Polaka na zachodzie. Jego dramaty wystawiano na Broadway'u, grały w nich gwiazdy, a New York Times uznał Antygonę w Nowym Jorku za jedną z najlepszych sztuk amerykańskich. Dziś Głowacki przyznaje: premiera sztuki to był moment przełomu.

- Jeśli chodzi o teatr, „NYT” wydaje wyroki ostateczne – podkreśla pisarz.

W ostatnich latach Głowacki coraz więcej czasu spędza w Polsce. Napisał między innymi scenariusz do filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei". Pisarz przyznaje, że różnili się z Andrzejem Wajdą jak pokazać głównego bohatera.

– Mówiłem Wajdzie, że on się powinien bać, na co Wajda: „Ale Lechu mówi, że on się nie boi” – wspomina Głowacki.

O Lechu Wałęsie mówi: „Wielki człowiek”. – Na Ukrainie wszyscy mówią: „Gdybyśmy mieli takiego Wałęsę..” – podkreśla.

Prywatnie od wielu lat pisarz związany jest z Oleną Leonenko, która wychowywała się w Kijowie, jednak 20 lat temu wyemigrowała i mieszka w Polsce. Gra w filmach i śpiewa rosyjskie romanse.

– Uwielbiam zdanie Janusza, że emigrant to ktoś kto stracił wszystko, poza akcentem. Byłam osobą publiczną i znaną, a do Polski przyjechałam i byłam bez grosza. Miałam tylko talent. W momencie, kiedy zaczęłam pracować z Januszem zrozumiałam, że jednak Polska to jest mój dom z jednej strony, z drugiej strony – moim domem jest Kijów – mówi Leonenko.

podziel się:

Pozostałe wiadomości