- Otrzymałem pocztą kartę elektroniczną z jednego z banków, myślałem, że to jakaś promocja – wspomina Paweł Ficek. – Okazało się, że mam w tym banku założone konto. Oczywiście bez mojej wiedzy. Pawłowi Fickowi skradziono dowód osobisty i inne dokumenty. Zgłosił to na policję i w urzędzie gminy. Dostał nowy dokument. Był przekonany, że jego stary dowód jest już nieważny. Po pewnym czasie zaczęły spływać z całego kraju wezwania do zapłaty. Okazało się, że na unieważniony dokument mężczyzny, ktoś otworzył konta w kilku bankach i wypłacił w sumie 20 tysięcy złotych. Paweł Ficek, musi je teraz zwrócić. Jackowi Malickiemu kilka lat temu skradziono dowód osobisty. Kradzież także zgłosił na policję, a z urzędu miasta dostał nowy dowód. Mimo tego wciąż jest wzywany na komendy w całym kraju, bo ktoś posługując się jego starym dowodem dokonuje oszustw. - Wielokrotnie byłem wzywany na komendy policji w charakterze oskarżonego. Byłem prezesem Spółdzielni Rolniczej w Wałbrzychu, gdzie rzekomo zniszczyłem sprzęt wart kilkadziesiąt tysięcy złotych - wylicza rzekome swoje oszustwa Malicki. W Płocku jako prezes pewnej firmy nie płaciłem podatków. Jako właściciel Zakładów Mięsnych w Grodkowie oszukałem kilkuset rolników, nie płacąc za mięso, zaś w Bydgoszczy nielegalnie kupiłem akcje giełdowe prawie za pięć milionów złotych. Andrzej Wolski ze Związku Banków Polskich powiedział, że co prawda istnieje ogólnopolska baza skradzionych dokumentów, ale dostępu do niej nie mają banki i inne instytucje, które powinny sprawdzać dowody. - Występowaliśmy do MSWiA o uzyskanie takiego dostępu, ale istnieje pewien problem organizacyjny uniemożliwiający naszą współpracę – mówi Wolski. Piotr Kruszyński z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że w Polsce nie chroni się uczciwych obywateli. Zaś ci, którzy cierpią z powodu niedoskonałości baz skradzionych dokumentów mogą zaskarżyć Skarb Państwa o odszkodowanie. Głównie za ciągłe jeżdżenie na komendy, tłumaczenie się i wszelkie inne straty moralne.