Nielegalne lokale mieszkalne na ostatnim piętrze szpitala zakaźnego dla dzieci powstały trzy lata temu. Właścicielem budynku jest skarb państwa. W jego imieniu nieruchomością zarządza Samorząd Województwa Mazowieckiego. Jeszcze kilka dni temu urzędnicy nie wiedzieli, że w tym budynku są mieszkania. - Mieszka tam ordynator oddziału laryngologii, córka dyrektora głównego i syn dyrektora technicznego. Pewnego dnia się wprowadzili i tak jest do dzisiaj. Budynek ma trzy pietra. Na parterze jest przychodnia. Na pierwszym piętrze poradnia, gdzie się odbywa badanie słuchu. Na drugim piętrze jest pustostan. Na trzecim lokatorzy i pustostan. Wejście jest zasłonięte, żeby nie było widać, że ktoś tam mieszka. Lokatorzy trzymają swoje samochody na parkingu szpitalnym – opowiada pielęgniarka. Trzypokojowy lokal mieszkalny dla dzieci kadry kierowniczej szpitala i ordynatora laryngologii jest w doskonałej lokalizacji. To ścisłe centrum Warszawy, kilkaset metrów od Dworca Centralnego. - W tej okolicy mieszkanie dwu lub trzy pokojowych kształtują się w granicy 2 tys. 800 zł do 3 tys. zł. Dodatkowo trzeba zapłacić za liczniki – mówi Aleksander Skirmuntt, Emmerson Nieruchomości. Tanie i atrakcyjne lokale mieszkalne powstały z inicjatywy nowego dyrektora szpitala zakaźnego w Dziekanowie Leśnym pod Warszawą. Pierwszą lokatorka była i nadal jest jego córka. - Moja córka jest pracownikiem. Złożyła podanie i dostała przydział mieszkania. Tak samo dostał lekarz i jeden z pracowników. Za moją zgodą okresowo mieszka tam jego syn – tłumaczył Marek Kiełczewski, dyrektor szpitala. Dyrektor nie dostrzega niczego złego w stworzeniu lokali. Uważa, że są podpisane umowy a wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Z umów, które dyrektor przedstawił dziennikarzom UWAGI! wynika, że lokatorzy dawnego szpitala płacą za lokale od 200 do 400 złotych miesięcznie. Wysokość czynszu zależy od powierzchni. Wszystkie umowy są bezterminowe. - Dyrektor złamał prawo ponieważ nie uzyskał zgody zarządu a powinien. W świetle obowiązującego prawa przekroczył swoje kompetencje. Nie jest to sprawa dla prokuratury. Jest to typowa sprawa dyscyplinarna, ale nie wiem czy zostanie ukarany – mówi Janusz Ulatowski, Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego.