Kilka miesięcy temu dziennikarze natrafili na sterty gnijących kości, które były składowane na terenie fabryki żelatyny. Ujawnili także, że do pobliskiego lasu wylewane są z zakładu ścieki. Śledztwo reporterów UWAGI! potwierdziła inspekcja weterynaryjna. Sprawą zajęła się prokuratura w Zgierzu. - Dwukrotnie, w różnych okresach czasu były pobrane próbki gruntu. Po przeprowadzeniu badań będzie ustalone, jaki wpływ te zanieczyszczenia miały na roślinność – mówił Andrzej Danieluk z Prokuratury Rejonowej w Zgierzu. Być może nigdy nie da się ustalić, jaki wpływ na środowisko miały ścieki nielegalnie odprowadzane do lasu. Z terenu rozlewiska wycięto bez zezwolenia kilkadziesiąt drzew, które miały być przebadane przez inspektorów ochrony środowiska. - Sprawdziliśmy czy właściciele fabryki wystąpili o zgodę na wycinkę drzew. Stwierdziliśmy, że takiej zgody nie ma. W wyniku oględzin miejsca okazało się, że wycinane są suche drzewa w obrębie starego rozlewiska odpadów. Istnieje w związku z tym uzasadnione podejrzenie, że ta wycinka ma zatrzeć ślady po wcześniejszym naruszeniu prawa i ma uniemożliwić udowodnienie, że to rozlewisko szkodziło ekologicznie – powiedział Krzysztof Kwiatkowski, wiceprezydent Zgierza. Zaskoczony wycinką jest również Paweł Trzaskowisk z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi. - Moim pierwszym skojarzeniem było, że spółka próbuje zacierać ślady – powiedział. Przypomnijmy, że fabryka w Zgierzu powstała za pieniądze Funduszu Ochrony Środowiska. Miała utylizować odpady zwierzęce, a produkowała żelatynę. Właściciele zakładu do tej pory nie spłacili pożyczki zaciągniętej w WFOŚ. Dług sięga 13 mln zł. - Pan Grabek nie dość, że nie spłaca nam ani złotówki, to jeszcze chce od nas prawie 1 mln zł. Obwinia Fundusz za to, że fabryka nie produkuje tego, co miała produkować. Twierdzi, że jeśli zapłacimy milion zł, to będą służyć środowisku i utylizować kości – powiedział Jarosław Berger z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska.