Zagrożenie dla mieszkańców
- Niebieskie auto, które śledzisz, zostało załadowane i wyjechało z bazy. Drugi samochód również został załadowany. Mają się spotkać gdzieś na terenie Śląska, żeby transport wyładować. Informator dał nam cynk, że oni te wszystkie rozpuszczalniki pomieszali ze starymi szmatami, wełną mineralną i watą szklaną. Tam jest bardzo dużo substancji toksycznych – takie informacje Tomasz Lusawa przekazał Maciejowi Kucielowi i Danielowi Liszkiewiczowi.
Troje naszych reporterów śledziło ciężarówki, które wyjeżdżały ze skawińskiej firmy Clif. To potentat na małopolskim rynku zbierania odpadów niebezpiecznych. Z ostatnich danych wynika, że roczne przychody spółki to około 12 milionów złotych. Odpady zwożone są z zakładów zbrojeniowych, hut a także od producentów farb i lakierów. Problemy związane z firmą rozpoczęły się już osiem lat temu. Wtedy mieściła się w podkrakowskich Niepołomicach.
- Składowano w tym miejscu niebezpieczne odpady. W 2012 roku 50 jednostek straży pożarnej gasiło tu pożar. Beczki fruwały na wysokość kilkuset metrów. Było duże zagrożenie skażenia całego terenu, zagrożenie dla mieszkańców – wspomina Marek Burda, mieszkaniec Niepołomic.
Inspektorat wstrzymuje działalność. Spółka pracuje dalej!
Prokuratura umorzyła sprawę pożaru. Niepołomice wykupiły od przedsiębiorstwa tereny a spółka przeniosła się do innej gminy. W ciągu 2,5 roku działalności na jej terenie wybuchły dwa pożary. Po ostatnim okazało się, że firma bez zezwolenia miesza groźne odpady. Wojewódzki Inspektorat Ochrony środowiska wydał decyzję o wstrzymaniu działalności spółki. Prawnicy Clifa złożyli jednak odwołanie do sądu a ten wstrzymał wykonanie decyzji.
- Czujemy się, jakbyśmy mieszkali na tykającej bombie zegarowej. Materiały, które są zbierane przez firmę Clif, powinny trafiać do zakładów, które zajmują się odpowiednią utylizacją materiałów niebezpiecznych. Czy tak jest w rzeczywistości? Trudno powiedzieć. Mam tylko informację od pracowników, że mimo decyzji o wstrzymaniu w 2016 roku działalności, ciężarówki cały czas wjeżdżały i wyjeżdżały z zakładu. Mimo wstrzymania działalności, firma pracowała – opowiada Grażyna Koń, mieszkanka Skawiny.
Anonimy i obserwacja ciężarówek
Półtora roku temu do naszej redakcji zaczęły przychodzić anonimowe informacje o jeżdżących ciężarówkach z odpadami. Podawano kolory aut i ich numery rejestracyjne. Informowano również, że kierowcy są ostrożni a odnalezienie miejsca wysypywania odpadów nie będzie łatwe.
- Każda kontrola w tej spółce kończyła się protokołem, w którym wymienione były nieprawidłowości. Po każdej kontroli, kierowaliśmy też wniosek do sądu o ukaranie, albo kierowaliśmy wniosek do prokuratury o ściganie. Ta spółka nie postępuje zgodnie z pozwoleniami – mówi Paweł Ciećko, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie.
Zdecydowaliśmy się na śledzenie wyjeżdżających z Clifa ciężarówek. Ale to nie pierwszy raz, gdy obserwowaliśmy transporty. Już na zdjęciach sprzed 3,5 roku można zobaczyć załadunek ciężarówki w niepołomickiej wówczas siedzibie firmy. Według dokumentów były to niegroźne odpady z budowy. W rzeczywistości przewożono zawierające lakiery i benzynę toksyczne substancje. W nocy ciężarówki pozbyły się ładunku wysypując odpady do wykopu na terenie należącym do gminy Zabrze. Inspekcja środowiska zawiadomiła prokuraturę informując o zagrożeniu. Ta jednak odmówiła wszczęcia śledztwa.
- Teren, na którym zakopano odpady, jest terenem poprzemysłowym, zdegradowanym, bez szaty roślinnej, a przede wszystkim z daleka od siedzib ludzkich – argumentował decyzję Krzysztof Garbala, Prokuratura Rejonowa w Zabrzu.
Pracownicy wskazują firmę. Prokuratura nie ustala sprawcy
Sygnały o nielegalnej działalności pozbywającej się odpadów spółki nadchodziły również z Wadowic. Dwa lata temu, na wysypisku odpadów komunalnych w Choczni pod Wadowicami, wykopano przerdzewiałe beczki zawierające substancje niebezpieczne.
- Takich odpadów nie można składować na tym wysypisku. Przywieziono je pod osłoną nocy – opowiadaMateusz Klinowski, burmistrz Wadowic.
Byli pracownicy spółki wskazywali, że odpady przywieziono z Clifa.
- Prokuratura, po zidentyfikowaniu tych miejsc, wykopała tylko niewielką część. Zbadała, co to są za odpady i uznała je za niebezpieczne, które należy zutylizować. Nakazała gminie stosowne działania w tym zakresie, a później umorzyła postępowanie – nie kryje swojego zaskoczenia burmistrz.
Zdaniem prokuratury, w toku postępowania, nie udało się ustalić źródła pochodzenia tych odpadów.
- Postępowanie karne rządzi się określonymi regułami. Samo oświadczenie czy wskazanie na określony podmiot, bez innego materiału dowodowego, nie pozwala na czynienie ustaleń, że akurat źródłem pochodzenia tych materiałów był ten podmiot a nie inny – tłumaczy Sebastian Kiciński, Prokuratura Rejonowa w Wadowicach.
„To naraża nas na utratę zdrowia”
Wreszcie w prowadzonym przez nas dziennikarskim śledztwie następuje przełom. Nadarzyła się okazja, aby zdobyć niepodważalne dowody nielegalnej działalności Clifa. Pobraliśmy z ciężarówki próbkę odpadów oraz podrzuciliśmy urządzenie GPS umożliwiające śledzenie pojazdu.
- Ta spółka, postępując w ten sposób z odpadami, sprawia zagrożenie dla samego środowiska. Nie mam tutaj wątpliwości. Jeżeli dostanie się to poprzez wody gruntowe do naszego organizmu, naraża nas zwyczajnie na utratę zdrowia – mówi Paweł Ciećko.
O tym, gdzie zaprowadził naszych dziennikarzy GPS i do kogo należy nielegalne wysypisko odpadów w Uwadze w czwartek!