Niebezpieczne dzieci z domów dziecka?

- Skomasowanie tak dużej ilości młodzieży, grozi niebezpieczeństwem. Dzieci pożar mogą spowodować – mówią mieszkańcy ul. Molickiego w Lublinie. W ten sposób uzasadniają swoją niechęć wobec planów powstania w ich sąsiedztwie małych domów dziecka.

Dom Dziecka w Lublinie mieszczący się przy ul. Narutowicza nie był remontowany od lat. Ściany budynku pękają, dach kruszy się, a widok eternitowych balkonów odstrasza. Władze miasta zdecydowały przenieść wychowanków do kilku mniejszych placówek, które byłyby zlokalizowane w willowej dzielnicy przy ul. Molickiego. - Decyzja o tym, aby wyprowadzić dzieci z zatłoczonego i zadymionego śródmieścia, była podjęta już wcześniej. Dom dziecka był więc świadomie nie remontowany – powiedział Antoni Chrzonstowski, wiceprezydent Lublina. Budynki domu dziecka wraz z działką trafią w ręce prywatnego inwestora. Dzieci natomiast mają zamieszkać w willach kupionych od prywatnych osób. Samodzielne mieszkanie w małych grupach ma być dla nich lekcją życia w warunkach rodzinnych.---obrazek _i/lub.jpg|prawo|Tu mogłyby zamieszkać dzieci--- - To wychowywanie dzieci, przez wykonywanie różnych obowiązków domowych. One bardzo lubią samodzielnie piec ciasto, robić zakupy. To dla nich bardzo wartościowa forma spędzania czasu – uważa Bożena Skowrońska, dyrektorka Domu Dziecka im. E. Szelburga – Zarembiny w Lublinie. Innego zdania są jednak mieszkańcy ul. Molickiego. Sprzeciwiają się powstania w ich sąsiedztwie tego typu placówek. - Plan zagospodarowania nie przewiduje takich instytucji na tej ulicy, ani żadnej działalności, która przeszkadzałabym mieszkańcom – mówią mieszkańcy. Twierdzą, że decyzja władz miasta jest krzywdząca zarówno dla dzieci jak i dla nich. - My dzieci bronimy. Już nie siebie. One nie będą miały tu ani warunków do zabawy, ani do wyjścia. Ta młodzież szczególnie potrzebuje dużo przestrzeni, bo jest pokrzywdzona, nieszczęśliwa – argumentują mieszkańcy - Te dzieci nie będą mieć kontaktu z młodzieżą, bo nasze sąsiedztwo już się zestarzało. A my też wymagamy trochę spokoju. Człowiek po to oszczędzał przez tyle lat, żeby miał spokojną starość. Owszem, kochamy dzieci, ale czasami musimy pomyśleć o sobie. Zdaniem Anny Pawlak, dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie rzeczywiste powody protestu są zupełnie inne. - Mieszkańcy boją się obecności ludzi, którzy mieszkali w domach dziecka. Takie postawy w społeczeństwie biorą się z nietolerancji. Nie wyobrażam sobie, że można protestować, że obok zamieszka większa rodzina.

podziel się:

Pozostałe wiadomości