Rodzina z Lubonia od lat zajmuje się sprzedażą paszy dla zwierząt. Przechowywane przez nią w garażu zboże zaatakował szkodnik - wołek zbożowy. Zamówiono dezynsekcje. - Poprosiliśmy o zrobienie dezynsekcji i ten pan ją zrobił. Zakleił otwory wentylacyjne, drzwi, ale nie mówił, żeby ktoś opuścił dom. Wiedział, że są domownicy i małe dziecko. Nie mówił, jakich używał środków. Nie mówił, by opuścić dom. Powiedział, że garaż ma być zamknięty i nikt ma tam nie wchodzić – mówi ojciec zmarłego Patryka. Patryk, wraz z rodzicami, ten weekend spędzał właśnie u dziadków. Wszystko wskazuje na to, że do dezynsekcji został użyty środek na bazie fosforowodoru, silna trucizna. Prawidłowe korzystanie z niego wymaga wielu zabezpieczeń. Nie może być stosowany w budynku, w którym są ludzie. - Ten człowiek był prawie 20 lat w branży. Ten zabieg w budynku nie powinien być przeprowadzony – przyznaje Ryszard Pietrzykowski, Polskie Stowarzyszenie Pracowników Dezynfekcji, Dezynsekcji i Deratyzacji. Środek nie jest powszechnie dostępny. Żeby z niego korzystać, trzeba ukończyć odpowiedni kurs. Fachowcy stosują też specjalistyczny sprzęt, za pomocą którego mogą sprawdzić czy stężenie fosforowodoru jest bezpieczne dla ludzi. - Opakowane produkty muszą być wietrzone co najmniej dwa dni za pomocą wentylatora o dużym przepływie powietrza. To są informacje zawarte na opakowaniu. Etykieta jest źródłem wszelkiej wiedzy na ten temat – wyjaśnia Leszek Teschner, właściciel firmy Frodo Dezynsekcja. A jednak domownicy nie opuścili pomieszczeń. - Przyszliśmy ze spaceru. Patryk poszedł się kąpać. Nie było żadnych oznak, że coś jest nie tak - wspomina ojciec Patryka. - Mały przebudził się w nocy i trochę popłakiwał, ale ostatnio ząbkował. Przekręcił się na drugi bok i zasnął. Nad ranem przyszedł i przytulił się. Wzięłam go na ręce i w tym momencie zobaczyłam, jak robią mu się sine ustka – mówi matka chłopca. Rodzice zabrali dziecko na pogotowie. - W ciągu dwóch, trzech minut dziecko było ze mną w erce. Jechaliśmy na sygnale do szpitala. Po 25 minutach dowiedziałem się, że dziecko nie żyje – opowiada ojciec Patryka. - Dziecko trafiło do szpitala w niedzielę rano w stanie krytycznym. Już personel karetki pogotowia, z powodu niewydolności krążenia, prowadził masaż serca. W izbie przyjęć stwierdzono zatrzymanie krążenia, więc dziecko zostało przekazane na oddział intensywnej terapii. Wydaje się, że przyczyną było zatrucie środkami wziewnymi po akcji odrobaczania - uważa Przemysław Augustyniak ze Szpitala im. Krysiewicza Poznaniu. Czy dezynsekcja przeprowadzona w domu miała jakiś związek ze śmiercią Patryka? Na to pytanie odpowiedzą dopiero wyniki sekcji zwłok dziecka. Zobacz także:Trucizna w górachKlej jednak truł