- Umrzeć w środku miasta i przesiedzieć w samochodzie 48 godzin - to żenujące - mówi mąż pani Ireny. - Ona nie była gdzieś zakopana w lesie, przykryta gałęziami, była w samochodzie, który stał na parkingu. Tragedia wydarzyła się w Białymstoku – miasto liczy 350 tysięcy! Mimo, że samochód stał na parkingu między dwoma supermarketami i dużym blokiem mieszkalnym i codziennie mijały go setki osób, nikt nie zauważył ciała. Jak mówią psychologowie to zjawisko typowe dla wielkich miast. - Ludzie żyją obok siebie, ale nie z sobą – mówi nam socjolog profesor Edward Ciupak. Sprawdziliśmy, że na parkingu przed centrum handlowym w pobliżu miejsca gdzie był zaparkowany samochód pani Ireny w ciągu dziesięciu minut przeszło 25 osób. Równocześnie w ciągu tych samych dziesięciu minut wokół zaparkowało 27 samochodów. A to oznacza, że w ciągu godziny jest tam 150 pieszych i 180 samochodów. Nie chce się wierzyć, że kobiety nie zauważono. Raczej nikt nie chciał się zainteresować jej osobą. Postanowiliśmy sami przekonać się, jak duża jest obojętność. Stosując prowokację udowodniliśmy, że nikt nie reaguje na osobę leżącą w samochodzie. Mimo, iż nasz samochód znajdował się w niezwykle ruchliwym miejscu Warszawy - Starym Mieście, a przechodnie byli kilkadziesiąt centymetrów od leżącego mężczyzny nikt nie zainteresował się jego losem. Nawet policja przechodziła obok niego obojętnie. Kilku przechodniów musiało zauważyć mężczyznę leżącego na kierownicy, ale nie zdecydowali się mu pomóc. Socjologowie znają jeszcze bardziej drastyczne przykłady ludzkiej obojętności. W jednym z angielskich biur, martwego urzędnika siedzącego przy biurku nie zauważono przez kilka dni.