Nie więrzę ani w szczęście, ani w pecha

Jasiek mimo młodego wieku jest osoba doświadczoną przez los. Pięć lat temu utopił się jego młodszy brat. Potem spalił rodzinny dom. Dwa lata temu sam miał nieszczęśliwy wypadek.

Dla Marka Kamińskiego, jednego z najlepszych na świecie polarników wyprawa na biegun to nie pierwszyzna. Zdobył go już w 1995 roku. Jest jedynym człowiekiem na świecie, który w ciągu roku samotnie zdobył dwa bieguny Ziemi. Do tego nie korzystał z pomocy z zewnątrz. Podróżnik nie na wątpliwości, że Jasiek da radę i dojdzie do celu. - To najważniejsze przedsięwzięcie w moim życiu. Ze względu na Jaśka i tych wszystkich niepełnosprawnych, którzy dzięki jego wytrwałości mogą uwierzyć w swoje siły. Człowiek niedoświadczony może nie przeżyć na biegunie nawet jednego dnia, ale Jasiek jest przygotowany – mówi Kamiński. Wyprawa na biegun to wyzwanie nawet dla zupełnie zdrowego, dorosłego człowieka, bo wymaga świetnej kondycji i hartu ducha. Dlatego od prawie pół roku trwały przygotowania do tej wyprawy. Teraz umiejętności zdobyte w czasie treningu przyjdzie sprawdzić stąpając po kruchym lodzie. Największe obawy budzi to jak w trudnych, arktycznych warunkach zachowa się proteza nogi, na której chodzi Jasiek. Co do kondycji chłopca nie trzeba mieć żadnych obaw. Jak twierdzą lekarze po wielu miesiącach przygotowań jego organizm i pod względem fizycznym i psychicznym jest optymalnie przygotowany do wyprawy. - Gdyby nie wypadek, nie przeżyłbym tego wszystkiego – uśmiecha się Jasiek. – Coś straciłem, ale wiele zyskałem: pewność siebie i to, że nie czuję się niepełnosprawny. - Nawet, jeżeli będziemy musieli zawrócić, najważniejsze będzie to, że spróbowaliśmy - przekonuje Jasiek. Chłopiec jak sam mówi, nie wierzy ani w szczęście, ani w pecha - jest przekonany, że co ma być, to będzie. Pięć lat wcześniej w upalne lato, niemal na oczach tłumu plażowiczów, utopił się młodszy brat Jaśka, 7-letni Piotruś. Dzisiaj odwiedza jego grób na cmentarzu. Potem spalił się dom rodzinny... Po porażeniu prądem przez dwa tygodnie życie Jaśka wisiało na włosku. A potem, gdy zagrożenie minęło, chirurdzy dzień po dniu musieli ucinać po kawałku obumierające kończyny. Lekarze nigdy wcześniej nie spotkali dziecka, które tak dzielnie znosiłoby podobny dramat. Jasiek jest silny. Melowie mają jeszcze dwie córki: 11-letnią Agatkę i 8-letnią Dorotkę.

podziel się:

Pozostałe wiadomości