Nic mi nie zrobicie!

Od sześciu lat organa ścigania nie mogą ukrócić działalności oszustki, która prowadzi biuro podróży. Prokuratura prowadziła w jej sprawie sześć postępowań, a sąd dwukrotnie ją skazał. Mimo to kobieta nadal działa i oszukuje ludzi.

Pani Maria G. prowadzi w Katowicach biuro turystyczne. Często zatrudnia nowych pracowników – w rubrykach „praca” w lokalnych gazetach regularnie pojawiają się jej ogłoszenia. Jedno z nich skusiło młodą katowiczankę. - Trafiłam na ogłoszenie, że poszukiwani są pracownicy na etat, zadzwoniłam, umówiłam się na spotkanie – opowiada. – Usłyszałam, że jako osoba nie mająca wykształcenia turystycznego, muszę najpierw przejść kurs. Kosztował 650 zł. Kandydatkę uspokoiły opieczętowane dokumenty, które jej przyszła szefowa wystawiła na wypadek, gdyby chciała dochodzić zwrotu pieniędzy. Po zaliczeniu kursu, dziewczyna czekała na podpisanie umowy, które odwlekało się w nieskończoność. Inna z kandydatek miała więcej szczęścia i zaczęła w końcu pracę. - Zaczęłam szukać w Internecie jakichś wiadomości na temat pani G. i znalazłam bardzo dużo artykułów o tym, że naciąga ludzi, obiecuje pracę i oczywiście nie płaci – mówi jedna z niedoszłych pracownic. Lokalne media od lat donosiły o oszustwach Marii G. Więcej – znają ją dobrze prokuratura i sąd. Śląskie prokuratury prowadziły aż sześć postępowań przeciwko niej. Dwa z nich zakończyły się prawomocnym wyrokiem w zawieszeniu. - To wyroki skazujące w zawieszeniu na okres próby, a przy każdym z nich sąd orzekł obowiązek naprawienia szkody i zobowiązał oskarżoną do wypłaty danym osobom tego, co im zabrała – mówi Joanna Sienkiewicz-Bitka, wiceprezes Sądu Rejonowego w Katowicach. Również krakowska prokuratura zajęła się działalnością pani G. Jednak mimo ewidentnych dowodów oszustwa, zastosowała wobec kobiety jedynie dozór policyjny - a to umożliwia jej nadal przestępczą działalność. - Dozór policyjny to środek bardzo łagodny – mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski z Wydziału Prawa i Administracji UJ. – Polega tylko na zgłoszeniu się na policję, która ten fakt odnotowuje. Ma znaczenie w sytuacji podejrzenia o ewentualne ukrywanie się. Pani G. nie ukrywa się, prowadzi swoją działalność oficjalnie, ma biuro. Nic dziwnego, że Maria G. nic sobie nie robi ze śledztw, wyroków, mediów. Artykuł w jednej z gazet zatytułowano jej słowami: „Nic mi nie zrobicie”. Kiedy zdesperowane pracownice postanowiły same upomnieć się o zwrot wyłudzonych pieniędzy, najspokojniej w świecie przyznała, że je oszukała. Równie szczera była wobec reportera UWAGI! - Jeśli ktoś czuje się oszukany, to są od tego odpowiednie instytucje: prokuratura, sąd. Sąd rozstrzygnie, kto ma rację – powiedziała. – A jeśli pan chce pokazać to w telewizji, to ja to przeżyję. Ja od sześciu lat jestem na tapecie dziennikarzy i jakoś żyję. Maria G. może z lekceważeniem mówić o prokuraturze, sądach i mediach, bo dotychczas nie potrafiły uniemożliwić jej bezczelnego oszukiwania ludzi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości