Szkolny koszmar Alana. „Obetnijcie mi łeb!”

TVN UWAGA! 4549414
TVN UWAGA! 253625
- Zabijcie mnie, proszę. Chcę z tego świata odejść i mieć spokój na górze albo tam na dole – to słowa 10-letniego Alana, który był poniżany i wyzywany przez rówieśników w szkole. Trwało to tak długo, że zaczął mówić rodzicom o samobójstwie. Dlaczego szkoła nie pomogła skutecznie 10-latkowi?

Alan jest czwartoklasistą. Do szkoły poszedł, jako sześciolatek. Od początku miał problemy w klasie.

- Na lekcjach bardzo bolał go brzuch, więc pani wysyłała go do pielęgniarki. Higienistka mówiła, że nie może zrobić nic innego, niż podać krople żołądkowe – opowiada Beata Grzywna, mama Alana.

Historia z bolącym brzuchem powtarzała się. Zaniepokojona mama sprawdziła, jak syn będzie czuł się, jeśli zostanie w domu.

- Był radosny i wesoły – zaznacza pani Beata. Wtedy zaczęła podejrzewać, że chodzi o rówieśników. Okazało się, że chłopiec niemal codziennie, za sprawą jednego z kolegów, przeżywa w szkole koszmar.

- Syn opowiadał, że kolega go popycha, bije, wyzywa. Wyśmiewa za wszystko, za ubranie i fryzurę. Że ma nie taką twarz i za długie rzęsy, jak na chłopaka – relacjonuje mama Alana.

- Powiedziałem; „oddaj mu”, „broń się”. A syn pyta: „a jak mi pani sprawowanie obniży?” – dodaje Robert Grzywna, tata Alana.

- W końcu syn uwierzył, że jest głupi, że jest debilem, że jest nienormalny – mówi pani Beata.

„Jak mówiłem pani, to nic nie robiła”

Alan prosił o pomoc nauczycieli.

- [Kolega – dop. red.] dokuczał mi pięć lat. Jak mówiłem pani, to nic nie robiła – przyznaje 10-latek. Dodaje, że dokuczali mu tez inni.

- Bez powodu mnie biją, nie wiem, o co chodzi, nie chcą ze mną rozmawiać – skarży się Alan.

Mama 10-latka ma żal do nauczycieli. - Obwiniam ich, że z bezdusznością machnęli ręką, jak dziecko szukało pomocy. Poszło to nawet w drugą stronę. Złościli się, że dziecko się skarży, że on kabluje – opowiada pani Beata.

Rozmowa z rodzicami drugiego chłopca

Rodzice Alana zwrócili się też do rodziców chłopca, z którym syn miał konflikt.

TVN UWAGA! 9991710213

TVN UWAGA! 1710213

- Rozmawialiśmy dwa, trzy razy, ale brak rezultatu. Usłyszeliśmy, że to jest kwestia temperamentu – opowiada pani Beata.

Na spotkanie z reporterem Uwagi! zgodził się ojciec kolegi Alana. Nie chciał jednak wystąpić przed kamerą.

- Jeden i drugi ma ostry temperament. Jeśli jeden coś powiedział, drugi nie był mu dłużny. Wiedziałem, że są między nimi takie małe zatargi. Docierały do mnie informacje ze szkoły, syn się skarżył. Mówiłem, żeby zgłaszał problem nauczycielowi. Teraz z nim nie rozmawiam, bo przy każdej próbie on płacze, bo jest mu przykro – twierdzi ojciec kolegi Alana.

Działania szkoły

O problemach między uczniami rodzice Alana wielokrotnie informowali wychowawców i dyrekcję szkoły.

- Nie zaproponowali żadnego rozwiązania – podkreśla pani Beata.

Nie zmieniono chłopcom klas.

- Była lepsza propozycja. Żeby ich razem posadzić – wskazuje mama Alana.

Takie działanie okazało się dramatyczne w skutkach.

- Stan syna się pogorszył. Zrobił się jeszcze bardziej histeryczny, nerwowy. Zaczęły się ataki walenia głową w ścianę. Powtarzania słów takich, jak słyszał u tamtego chłopca. Że jest nienormalny, durny – opowiada pani Beata.

Chłopiec mówił też o samobójstwie.

- Zabijcie mnie, proszę. Chcę z tego świata odejść i mieć spokój na górze albo tam na dole. Weź nóż i mi łeb obetnij – prosił matkę Alan, po jednym z koszmarnych dni w szkole.

Bywało, że chłopiec uderzał głową w ścianę i mówił, że chce ją rozbić.

- Chcę rozwalić sobie łeb. Chcę zostać w domu i mieć chociaż jeden dzień spokoju od niego.

Co zrobiła dyrekcja?

Szkoła zapewnia, że pomagała w tej sprawie.

- Udzielaliśmy i udzielamy wsparcia uczniom i rodzicom. Podejmowaliśmy różne działania – twierdzi Adam Marszaluk, dyrektor Szkoły Podstawowej w Rudzie-Hucie.

Dyrektor nie odpowiedział jednak, jak konkretnie, szkoła pomogła rodzicom i dzieciom.

- Przecież to się dzieje w szkole, na oczach dorosłych, nauczycieli, którzy powinni zapewnić bezpieczeństwo dzieciom i reagować w takich momentach – podkreśla pani Beata.

Pewnego dnia Alan stracił nadzieję, że ktoś mu pomoże.

- Nauczyciele wspierali [drugiego chłopca – dop. red.], a nie mnie. On mnie bił, wyzywał i nikt tego nie widział. Oddawałem mu i nauczyciele się denerwowali. Nie dawali mi nic powiedzieć. Nawet nie pozwalali mi wytłumaczyć, czy się bronie, czy zaatakowałem pierwszy. A ja się tylko bronię. Nie lubię, jak ktoś mnie oskarża o to, co nie zrobiłem – mówi Alan.

Reakcja depresyjna przedłużona

Matka zaprowadziła Alana do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Lekarz stwierdził u jej syna reakcję depresyjną przedłużoną.

- To jest reakcja, gdzie dziecko zaczyna mieć objawy depresji, jak u dorosłego człowieka. Ma lęki, nie chce chodzić do szkoły, zaczyna się pojawiać obniżony poziom aktywności. Depresja może doprowadzić do tego, że nie będzie chciał wstać z łóżka i może mieć próby samobójcze – mówi Iwona Jaśkiewicz-Wyrębska socjolog z Polskiego Centrum Mediacji.

Ekspertka podkreśla, że w tym wypadku skutki mogą być widoczne latami.

- U jednego pomoże kilkuletnia terapia, u drugiego, gdzieś te elementy pójdą w dorosłe życie. Wychowanie to nie tylko rola szkoły, ale też rola domu, rodziców, rola środowiska, w którym dzieci spędzają zajęcia pozaszkolne. Gdzieś na całej linii zawiedli dorośli - kwituje Jaśkiewicz-Wyrębska.

Alan nie wróci do szkoły, chłopiec będzie miał nauczanie indywidualne. Sytuację w szkole wyjaśnia prokuratura w Chełmie oraz kuratorium oświaty.

podziel się:

Pozostałe wiadomości