Na rachunkach pojawiło się obce nazwisko. Jak doszło do tajemniczego sprzedania mieszkania?

Na rachunkach pojawiło się obce nazwisko. Jak doszło do tajemniczego sprzedania mieszkania?

Na rachunkach pojawiło się obce nazwisko. Jak doszło do tajemniczego sprzedania mieszkania?
Na rachunkach pojawiło się obce nazwisko. Jak doszło do tajemniczego sprzedania mieszkania?

Pani Anna jest właścicielką mieszkania w Warszawie. Jakiś czas temu ze zdziwieniem odkryła, że na rachunkach za wodę pojawiło się zupełnie obce jej nazwisko, a ona sama nie widnieje już jako właścicielka. Jak do tego doszło?

72-letnia Anna Śliwa mieszka z dorosłym synem w trzypokojowym mieszkaniu tuż obok centrum stolicy. Przykuta do łóżka kobieta i jej syn z niepełnosprawnością wiążą koniec z końcem wyłącznie dzięki pomocy ludzi dobrej woli, a przede wszystkim pana Tomasza, kuzyna pani Anny.

Tajemnicze nazwisko na rozliczeniach

- To ja pilnuję, żeby rachunki były zapłacone i przy kolejnej wizycie Anna powiedziała: „Wiesz Tomek, tutaj przyszło takie rozliczenie za wodę. Zawsze ja byłam wymieniona jako właścicielka mieszkania, a tu pojawiło się jakieś obce nazwisko, które mi nic nie mówi, a ja jestem tam tylko upoważniona” – opowiada Tomasz Lisowski.

- Nic o tym nie wiedziałam i niczego nie podejrzewałam. Dopiero zobaczyłam obce nazwiska na moim rozliczeniu – przyznaje pani Anna.

- Najpierw przychodziły takie rozliczenia, gdzie właścicielką mieszkania jest Anna Śliwa, no i nagle pojawia się tutaj nazwisko notariusza, a Anna Śliwa już jest tylko osobą uprawnioną – mówi pan Tomasz.

- Wybrałem się po paru dniach do spółdzielni, a tam sekretariat mówi, że przecież pani Anna dawno temu sprzedała mieszkanie. Jak to sprzedała mieszkanie? Przecież ona o tym nic nie wie – dodaje kuzyn pani Anny.

Nie wiedziała, że sprzedała mieszkanie?

Przez kolejne dni zaskoczony pan Tomasz próbował ustalić, jak doszło do tajemniczej sprzedaży mieszkania. Gdy dotarł do kluczowych dokumentów, nabrał podejrzeń, że jego kuzynka padła ofiarą sprytnie zaplanowanego przestępstwa.

- To jest kserokopia wypisu z aktu notarialnego. „Adam Śliwa sprzedaje mieszkanie”, czytamy. Czyli syn pani Anny sprzedaje to mieszkanie w imieniu matki – pokazuje nam dokumenty pan Tomasz.

Z aktu notarialnego ma również wynikać, że zawarto umowę dożywocia, czyli pani Anna może w nim dożywotnio mieszkać.

Pytany o tę sytuację pan Adam, mówi, że nic nie pamięta z wizyty u notariusza.

- Dwa lata temu pan Adam doznał wylewu krwi do mózgu. Efektem jest to, że ma wyciętą część głowy. Niewątpliwie ma to wpływ na jego orientację w życiu codziennym. Adam w tej chwili ma kłopoty z mówieniem i z pisaniem – mówi pan Tomasz.

- Co więcej jest jeszcze niestety uzależniony też od alkoholu. Nie wolno mu pić, rzecz jasna, ale pije. Zwłaszcza, jeżeli pojawi się w pobliżu jakiś „dobry przyjaciel”, który postawi alkohol – dodaje krewny rodziny.

W mieszkaniu zaczął pojawiać się Piotrek

Pan Tomasz ustalił, że niedługo przed rzekomą sprzedażą w mieszkaniu zaczął pojawiać się młody mężczyzna o imieniu Piotrek. Do domu przyprowadzał go syn pani Anny, któremu Piotrek kupował w pobliskim sklepie alkohol.

- Przychodził często, kilka razy, ale ja nie chciałam z nim rozmawiać. Jakieś oferty dla mnie miał. Mówił, że mi domek z ogródkiem załatwi, ale ja mu mówiłam, że żadnego domku nie chcę – opowiada pani Anna.

- Ja się domyślałam, że ten domek to za moje mieszkanie. Ale ja nie chciałam z nim o tym rozmawiać. Zaczęłam go nawet wypraszać z mieszkania – dodaje kobieta.

Pan Adam pokazuje naszemu reporterowi kontakt w telefonie zapisany jako „Piotrek Nieruchomości”. W rozmowie z naszym reporterem Tomaszem Patorą, syn pani Anny przyznaje, że mężczyzna miał zapraszać go na alkohol, ale na pytanie, czy Piotrek mówił coś o kupnie mieszkanie, odpowiada „Nie”.

Jak to się stało, że pan Adam znalazł się u notariusza?

- No byłem, no. Pierwsze piętro chyba. No, nie pamiętam. Nie wiem, co tam się stało. Naprawdę, nie wiem – próbuje sobie przypomnieć pan Adam.

Niepełnosprawny syn sprzedał mieszkanie matki?

Czy pan Adam – mężczyzna z niepełnosprawnością i będący pod wpływem alkoholu, mógł sprzedać mieszkanie tak, by notariusz nie zorientował się, w jakim jest stanie? Nawet jeśli tak, pełnomocnictwo do transakcji musiałaby wystawić mu – również przed notariuszem – jego matka, jedyna właścicielka lokalu.

- Jestem pewna, że nie podpisywałam żadnego pełnomocnictwa. Żadnego notariusza na oczy nie widziałam – zapewnia pani Anna.

- Anna nie była notariusza, notariusz jej nie odwiedził i ona stanowczo zaprzecza, żeby taki dokument widziała i podpisywała – dodaje pan Tomasz.

Czy notariusz był u pani Anny i odebrał od niej pełnomocnictwo? Nasz reporter Tomasz Patora spytał go o tę sytuację.

- Tak, byłem. Podpisałem akt i tyle. W tej sprawie zgłosił się do mnie jakiś człowiek, pośrednik. Przyniósł mi dokumenty i pojechałem tam. Na miejscu spotkałem się z nim i on był razem ze mną w tym mieszkaniu – mówi notariusz.

- Dla mnie to była normalna, rutynowa czynność. Pani się podpisała pod aktem. Takich aktów podpisuję dziesiątki – dodaje.

Akt sprzedaży, jako pełnomocnik swojej matki, podpisywał pan Adam. Czy nic w zachowaniu mężczyzny nie wzbudziło podejrzeń notariusza?

- Zachowywał się kompletnie normalnie. (…) Nie był pijany. Jakbym wyczuł cokolwiek, że coś jest nie tak, to nigdy w życiu bym tego aktu nie podpisał – deklaruje notariusz.

„Nie dostałam ani złotówki”

Tajemnicze okoliczności sprzedaży mieszkania to nie wszystko. Pana Tomasza zszokowała też cena i sposób zapłaty. Okazuje się, że nabywca nie wpłacił pieniędzy na konto, ani nie przekazał gotówki u notariusza.

„Adam Śliwa działający w imieniu i na rzecz Anny Śliwy oświadcza, że przed podpisaniem niniejszej umowy Anna Śliwa otrzymała od kupującego całą cenę w kwocie 300 tys. złotych” – czyta pan Tomasz.

- Ponieważ Anna ma prawo tutaj mieszkać, ma dożywocie w tym mieszkaniu, dlatego otrzymuje tylko 300 tys., ale mieszkanie jest wycenione na 500 tys. Moim zdaniem ta cena jest bardzo zaniżona i to mieszkanie jest warte dużo więcej – ocenia pan Tomasz.

Co więcej, pani Anna twierdzi, że nigdy nie otrzymała żadnych pieniędzy.

- Nie dostałam ani złotówki. Nigdy – mówi kobieta.

Kim jest nabywca?

Pozostaje jedno pytanie: kto zyskał na tej transakcji? Tajemniczy pośrednik zniknął bez śladu, ale nabywcą mieszkania – jak się okazało – jest… kolejny notariusz.

- Nie mam nic do powiedzenia. Proszę o opuszczenie lokalu, nie będą z panem rozmawiał – usłyszał Tomasz Patora, gdy spytał notariusza o transakcję.

Co zrobiła prokuratura?

- Wielokrotnie się budzę i mówię: „Nie, to się nie mogło wydarzyć. To jest jakiś zły sen. Takie rzeczy się nie wydarzają”. No ale niestety to jest prawda – mówi pan Tomasz.

- To jest jej dorobek i to ma być zabezpieczenie dla Adama. Wiemy, co dzieje z takimi bezradnymi ludźmi, którzy nie mają domu, którzy nie mają dochodów – dodaje krewny rodziny.

Pan Tomasz złożył w imieniu pani Anny i jej syna doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Choć zrobił to w marcu zeszłego roku, do tej pory prokurator nawet nie zabezpieczył kluczowych dokumentów, czyli aktów notarialnych. Dlaczego?

- Nie będę ukrywał, że prowadzenie tego typu postępowań jest dość utrudnione, biorąc pod uwagę sytuację kadrową, jeśli chodzi o funkcjonowanie i koordynację tego przez policję. (…) Taki jest schemat funkcjonowania i czas prowadzenia postępowań w Warszawie – mówi prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

„Podpis jest podrobiony”

Postanowiliśmy na własną rękę sprawdzić, czy mamy do czynienia z oszustwem.

Biegły ekspert zbadał, czy podpisy złożone pod aktem notarialnym są rzeczywiście podpisami pani Anny. Oba autografy są identyczne, ale paradoksalnie to dowód, że mogło dojść do przestępstwa.

- Moja konkluzja i moje wnioski z tych badań są jednoznaczne, a mianowicie przynajmniej jeden z tych dwóch podpisów jest podpisem podrobionym – uważa Adam Patejuk, ekspert ds. kryminalistycznych badań dokumentów.

- Pani Ania mogła go nakreślić, ale na pewno nie podpisała się pod tym aktem notarialnym. Ten podpis został odwzorowany. Została użyta metoda potocznie nazywana metodą na prześwit. Czyli osoba podrabiająca dokumenty miała do dyspozycji oryginalny podpis pani Ani, na który nałożyła kartkę, podświetliła od spodu i ten podpis został obrysowany – ocenia ekspert.

- Oba te podpisy w 100 procentach pokrywają się co do długości odcinków czy kątów nachylenia. Taka zbieżność nie występuje i dlatego to daje podstawę prokuraturze do przyjrzenia się tej sprawie, bo jest tutaj dużo wątpliwości – mówi Adam Patejuk.

podziel się:

Pozostałe wiadomości