Okres zimowy to dla funkcjonariuszy organizacji prozwierzęcych czas wzmożonych działań. Na telefon alarmowy Straży dla zwierząt bardzo często dzwonią ludzie z prośbą o interwencję. Głównie są to mieszkańcy Warszawy i okolic. W drastycznych przypadkach funkcjonariusze wyjeżdżają również dalej. Najczęściej są wzywani do pomocy zwierzętom trzymanym na zbyt krótkich łańcuchach, nie mającym swojej budy i marznącym przez to na mrozie, także do zwierząt, które są głodzone. - Najgorzej jest na wsiach, bo tam wciąż bardzo często zwierzę traktowane jest jak rzecz, mówi Mateusz Janda ze Straży dla zwierząt. Kilka dni temu strażnicy dostali informację, że pod Siedlcami błąkają się bezdomne psy. Ich właścicielka mieszkała samotnie na odludziu. Kiedy zmarła, jej zniknięcie sąsiedzi zauważyli dopiero po kilku tygodniach. Zwłoki kobiety zabrano, ale nikt nie zajął się psami. Funkcjonariusze Straży złapali zdziczałe psy. Zwierzęta po obejrzeniu przez weterynarza przejdą kwarantannę. Kolejne interwencja w ostatnich dniach miała miejsce pod Grójcem, gdzie właściciel zwierząt zostawił je bez opieki, a sam pojechał do pracy w Warszawie. Obrońcy zwierząt wystąpili o odebranie mu koni i gołębi. Decyzja zostanie wydana lada dzień. Wolontariusze organizacji prozwierzęcych często muszą interweniować po kilka razy u tych samych osób. Patrole Straży Ochrony Zwierząt co jakiś czas kontrolują właścicieli zwierząt, którzy już kilkakrotnie lekceważyli zalecenia dotyczące właściwego ich traktowania. - Satysfakcja z pracy jest, bo często widzimy poprawę warunków bytowych zwierząt, a ot omy walczymy i po to zostaliśmy powołani. Niestety nie można pomóc wszystkim, ale jeśli zmienimy świat choćby dla jednego zwierzęcia to dla mnie jest sukces, mówi Zbigniew Małysz ze Straży Ochrony Zwierząt. Tegoroczna zima za kilka tygodni się skończy. Ale pamiętajmy, że zwierzęta potrzebują naszej pomocy niezależnie od pory roku.