Poranny pociąg z Ukrainy. Na krótkim, trzykilometrowym odcinku przed pierwszą stacją w Polsce i kontrolą graniczną, ze składu nagle wysypują się pakunki. Setki kartonów papierosów, wielokrotnie tańszych na Ukrainie niż w Polsce. Koło torów czekają ukryci w krzakach mieszkańcy okolicznych wiosek: kiedy tylko przejedzie ostatni wagon, rzucają się na tory i zbierają paczki. Oni też zajmują się dystrybucją towaru w Polsce. Zarabiają jedni i drudzy. Miejscowi z przygranicznych terenów ogarniętych bezrobociem takiej dniówki nie dostaną nigdzie indziej. Pomysłowość przemytników nie zna granic. Ostatnim krzykiem mody jest maskowanie kartonów trawą. Ale strażnicy nie pozostają w tyle. Szybko odkrywają nowe metody. Dlatego część przemyconego towaru zawsze wpada w ręce strażników. Strażnicy próbują także zatrzymywać przemytników. To znacznie trudniejsze zadanie. Przemytnicy są doskonale zorganizowani i podzieleni na role. W każdej grupie są tzw. czujki – osoby, które wypatrują strażników i w razie wpadki dają znać pozostałym. Czują się bezkarni. Doskonale wiedzą jak łamać prawo, by nie ponieść konsekwencji. Po każdej wpadce wracają na zrzuty. Dlatego dla straży granicznej to walka z wiatrakami.