Środek dnia w centrum Warszawy. Do mężczyzny stojącego na chodniku podchodzi dwóch wyrostków. Jeden ubrany w skórzaną kurtkę, drugi na sportowo - na oczy ma naciągniętą bejsbolówkę. Po krótkiej wymianie zdań, dochodzi do przepychanki. Ofiara próbuje się oswobodzić, ale napastnicy łapią ją za ręce, kark, kurtkę. Bezczelnie wyjmują jej portfel z wewnętrznej kieszeni. Przeszukują reklamówkę. Mężczyzna chce się oddalić, ale napastnicy zdzierają z niego kurtkę i każą odejść. Odchodzą z łupem. Jedyną osobą, która zainteresowała się zajściem, była starsza pani, ale i ona szybko się oddaliła. - Widać, kto się boi, a kto nie. Jeśli odwraca się, kryje twarz, to znaczy, że się boi. Kradnie się wszędzie, każde miejsce jest dobre – opisuje młody bandyta. - Czasami trzeba skopać takiego, ale innym razem wystarczy pogrozić nożem, wtedy oddają wszystko, co mają. - Trudne to nie jest. Jeśli jest to koleś w dresach, obcięty na łyso, to daję spokój, ale jeśli to jakiś normalnie ubrany ”lamus”, który się boi, to czemu mam go nie „zrobić” – przechwala się drugi napastnik. Kolejny zarejestrowany przez nas rozbój był groźniejszy. W nocy trzech napastników, uzbrojonych w noże, zaatakowało chłopaka stojącego w centrum miasta na przystanku autobusowym. Szarpali, okładali pięściami i kopali, w końcu wyciągnęli noże. Okradli go i odeszli. Po chwili jeden z bandytów wrócił i ponownie pobił poszkodowanego. - Do syna podeszło dwóch chłopców w jego wieku. Po prostu nie spodobał im się, więc go zaatakowali – opisuje matka 14-letniego Maćka, którego już dwukrotnie napadnięto. – Szedł ze sklepu z siatkami, więc nawet nie mógł się za bardzo bronić, ani uciekać. Zobaczyliśmy to z okna i zainterweniowaliśmy. Ciągły strach oraz frustracja iż ciągle jest się bitym, powoduje, że młodzi ludzie buntują się - nie chcą być ofiarami rozbojów. Jednym z rozwiązań jest zapisanie się na treningi samoobrony. - Kursanci oczekują, że nauczą się pewnych ruchów, ciosów, które pozwolą im przetrwać na ulicy w sytuacji zagrożenia – tłumaczy powody zapisywania się na treningi Jarosław Rogowski ze szkoły walk. – Przychodzą tu z różnych powodów. Niektórzy, bo zostali napadnięci, a dziewczyny próbowano zgwałcić. Tu chcą się nauczyć realnej samoobrony. Nauka walki to dziesiątki godzin spędzonych na treningach. Wielu młodych ludzi szuka łatwiejszych rozwiązań. Prostym lekiem na strach coraz częściej jest po prostu broń. - Za użycie pałki lub kastetu grozi kara, więc powinno się ich używać w naprawdę niebezpiecznych sytuacjach – przestrzega Rogowski. – Można też nosić inne przedmioty, które służą do obrony np. latarkę, komórkę lub klucze. Dziewczyny z gimnazjum dla bezpieczeństwa noszą gazy łzawiące i scyzoryki, a chłopcy noże. - Trzech chłopaków wyszło z bramy, zażądali komórki i pieniędzy – wspomina Marcin. – Gdyby nie nóż, okradli by mnie i zapewne dodatkowo pobili. Ludzie przechodzili obok i nie zwracali na nas żadnej uwagi. Rodzice ostatnio coraz częściej sami „zbroją” swoje dzieci, jednak nie zawsze uświadamiają je, czym grozi użycie tego, co noszą do samoobrony. - Prawie codziennie przychodzą tu rodzice i kupują dla swoich dzieci głównie gazy pieprzowe – mówi Krzysztof Majewski ze sklepu z bronią.