Czy człowiek, który znęca się nad swoją żoną, może być radnym, ławnikiem, a na dodatek wychowywać dwóch chłopców z domu dziecka. Okazuje się, że tak. Tragedia maltretowanej żony mogła nigdy nie wyjść na jaw. Kobieta uznała, że lepiej umrzeć niż żyć w takich warunkach. Próbowała się zabić. W pożegnalnym liście winą za swój czyn obarczyła męża-sadystę O tym, co się działo się domu ławnika wiedzieli chyba wszyscy mieszkańcy wioski. Nikt jednak nie mówił o tym głośno. Nawet teraz sąsiedzi nie chcą oficjalnie wypowiadać żadnych opinii. – Nic mnie to nie obchodzi – wzrusza ramionami jeden z sąsiadów. – Najgorzej jak ktoś się wtrąca w małżeńskie sprawy. We wsi panuje zmowa milczenia. Ludzie boją się mówić o sąsiedzie-ławniku. Rozmowni stają się dopiero, gdy mają gwarancję pełnej anonimowości. - Jego żona szczękę miała połamaną – mówi jeden z sąsiadów. – A ze dwanaście lat temu targnęła się na własne życie pierwszy raz. Dla policji rodzina ławnika-radnego była jednak wzorem przyzwoitości. – Nie mieliśmy żadnych sygnałów, że w tej rodzinie dochodzi do aktów przemocy – zapewnia Mariusz Łyszyk z koszalińskiej policji. Innego zdania są mieszkańcy wsi. - Jak policja może mówić, że nie było żadnych skarg – dziwi się sąsiad. – Mniej więcej rok temu policjanci byli wzywani, bo połamał szwagrowi rękę! W zeszłym roku ławnik i jego żona przygarnęli dwóch chłopców z domu dziecka. Zgodę na to wydały: Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, Centrum Pomocy Rodzinie i Towarzystwo Przyjaciół Dzieci. Przedstawiciele tych instytucji nie poczuwają się dziś do winy. - Nie było żadnych informacji na podstawie, których moglibyśmy zacząć działać – twierdzi Halina Iwańska z ośrodka pomocy społecznej. – Jak jakiś sygnał trafia do nas, zawsze reagujemy. Szkoda, że instytucje odpowiedzialne za umieszczenie dzieci w takiej rodzinie czekały na sygnał. Przecież wystarczyłoby, żeby ktoś pofatygował się do wsi i przeprowadził rzetelny wywiad środowiskowy. - Tak to jest, że dopiero w obliczu tragedii ludzie zaczęli mówić – tłumaczy się Leopold Chełmiński z Centrum Pomocy Rodzinie. Również w Sądzie Okręgowym w Koszalinie, w którym mężczyzna był ławnikiem, nikt nie przyznaje się do winy. Natomiast Tomasz Karpowicz, zastępca przewodniczącego Rady Miejskiej w Sianowie, twierdzi, że w jego gminie mieszka 12,5 tysiąca osób i trudno znać każdego. Sam zainteresowany nie chce rozmawiać z reporterem. – Może widły przynieść? – zapytał na widok kamery. Czy mąż-sadysta odpowie za maltretowanie żony? Nie wiadomo jak zakończy się ta sprawa. Wiele zależy od tego, czy uda się przełamać zmowę milczenia mieszkańców wioski.