Chuligańskie burdy, wywoływane przez pseudokibiców to prawdziwa plaga polskich stadionów. W tym sezonie jest ich wyjątkowo dużo. Mniej co prawda na boiskach klubów z ekstraklasy, bo te zostały zmuszone do poprawy zabezpieczeń. Za to dużo więcej niż w minionych latach bijatyk podczas meczów niższych lig. Biją się nie tylko zwolennicy grających drużyn. Wspomagają ich kibice zespołów ekstraklasy, którym trudniej awanturować się na swoich stadionach. W ostatnich tygodniach doszło do zamieszek w Nowym Mieście Lubawskim, Tarnowie, Grudziądzu, Katowicach, Lublinie. Najbardziej niepokojące jest to, że działacze klubów bagatelizują problem i szukają odpowiedzialnych wszędzie, tylko nie w swoim gronie. - Ekscesy na stadionie nie były wielkie – mówi Piotr Dębiński, dyrektor klubu Motor Lublin. – Policja nie wytrzymała i oddała kilka strzałów. Uważam, że to był błąd. Bilans tych niewielkich ekscesów, to ośmiu rannych policjantów, sześciu poturbowanych ochroniarzy i 38 zatrzymanych bandytów. Większość z nich będzie odpowiadać w procesach karnych. Ta regularna bitwa i jej efekt – zdewastowane przez chuliganów ulice – wywołały szok we władzach miasta. Prezydent miasta wprowadził zakaz przeprowadzania przez Motor masowych imprez sportowych. Do brutalnych starć doszło też przed derbami Tarnowa. Na mecz Tarnovii i Unii, specjalnie wybrały się bojówki innych zwaśnionych drużyn: Wisły i Cracovii. Prezes Tarnovii bezradnie rozkłada ręce. - Potrzebujemy wsparcia – mówi prezes Jerzy Leśniak. – Jako klub nie poradzimy sobie – to są sprawy kryminalne. Podobnie myśli prezes Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, na której stadionie doszło do bijatyki kibiców podczas meczu gospodarzy z Zagłębiem Sosnowiec. - Dotąd było spokojnie – mówi prezes Zygmunt Dąbrowski. – Trudno zapanować nad pseudokibicami. Wyobraźmy sobie, że przyjedzie dwa tysiące osób, zdemolują miasto. Jak mamy temu zapobiec? Wbrew temu, co twierdzi prezes, jest kilka sprawdzonych sposobów, by uniknąć chuligaństwa na stadionach: profesjonalna ochrona, obecność kamer pozwalających filmować twarze bandytów, egzekwowanie przy wejściu zakazów stadionowych wydawanych przez sądy zadymiarzom oraz aktywne działania delegatów i przedstawicieli PZPN, obserwujących obowiązkowo każdy mecz. Niestety, w Polsce bywa i tak, że ochrona sama włącza się do awantur. Tak było po meczu w Grudziądzu, gdzie ochroniarze miejscowej Olimpii pobili piłkarzy Zawiszy Bydgoszcz. - To trwało pięć minut – mówi Paweł Klimek, piłkarz Zawiszy. – Wzięli nas w ”młyn”. Ochroniarze pałowali wszystkich, jak leciało. Również delegaci PZPN nie zawsze wywiązują się ze swoich obowiązków. Działacz piłkarski, który nie chciał się ujawniać, mówi, że choć w klubie pracuje już dwa lata, to nie zauważył, by delegaci obserwowali, czy na stadionie zachowano zasady bezpieczeństwa. - Delegat wmiesza się w tłum na głównej trybunie i ciężko go wychwycić – mówi. – Totalnie się nie interesują ci z PZPN i MZPN. Interesuje ich wystawienie oceny sędziemu i wzięcie pieniędzy za mecz. Monitoring na stadionach dla wielu klubów nie jest rzeczą najważniejszą, choć policja twierdzi, że to najskuteczniejsza metoda na eliminowanie chuliganów. Co więcej, nawet jeśli uda się ich zidentyfikować, niewielki z tego pożytek. Tacy stadionowi bandyci powinni dostawać zakazy wstępu na mecze. Na boiskach niższych lig ochronie rzadko udaje się ich wyłapać. - Było około 800 kibiców z Unii, z tego jakieś 250 bez biletów – mówi anonimowy działacz piłkarski z Tarnowa. – Gdyby była normalna kontrola i wszyscy musieli kupić bilety, to baliby się i nie podeszli do bramy. A tak kilkunastu weszło na trybuny. Co na temat bijatyk na polskich boiskach ma do powiedzenia Polski Związek Piłki Nożnej? Jego rzecznik zapewnia, że już dawno zajął się problemem i przygotował propozycje walki z chuligaństwem. - Dwa lata temu złożyliśmy bardzo obszerny projekt – mówi Michał Kocięba, rzecznik PZPN. – To nie nasza wina, że legislatorzy nie zajmują się skutecznie sprawą. Czy zarząd PZPN rzeczywiście może uznać, że zrobił wszystko, co do niego należało? Dziennikarz sportowy Canal Plus ma wątpliwości. - Powinni bardzo mocno lobować – mówi Tomasz Smokowski, komentator piłkarski Canal Plus. – A nie robią tego skutecznie. Choć prezes Listkiewicz zapewnia, że jest świetnym dyplomatą i doskonale czuje się na salonach. Polscy działacze zachowują się tak, jakby walka ze stadionowym bandytyzmem była z góry skazana na przegraną. Że jest inaczej, przekonuje przykład Anglii. Po zawinionej przez kibiców Liverpoolu masakrze na stadionie Heysel w Brukseli, gdzie 20 lat temu zginęło 39 osób, a 400 zostało rannych, Anglicy wprowadzili dożywotnie zakazy stadionowe, wysokie kary finansowe, szczegółowe rewizje osobiste. Zaczęto konfiskować i karać za posiadanie niebezpiecznych narzędzi, wprowadzono też kontrole prewencyjne oraz utworzono specjalne jednostki policji odpowiedzialne za konkretne stadiony. Efekt – angielskie stadiony, które 20 lat temu były symbolem chuligaństwa, dziś mogą służyć za wzór bezpieczeństwa.