Działka należy do mieszkanki Mogielnicy, małej miejscowości niedaleko Warszawy. Mimo że kobieta mieszka zaledwie kilometr dalej, to według relacji sąsiadów, w ogóle nie opiekuje się zwierzętami. Dlatego nasi dziennikarze wezwali Pogotowie dla Zwierząt.
- To są konie, które od razu należy stąd zabrać ponieważ dalsze przebywanie tutaj zagraża nie tylko ich zdrowiu ale i życiu. Trzeba je stąd zabrać – mówi na widok stanu zwierząt Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt.
Sąsiedzi twierdzą, że właścicielka działki regularnie tu przyjeżdża i doskonale wie, w jakich warunkach trzymane są zwierzęta. Jednak wszelkie próby rozmowy z kobietą na ten temat kończyły się groźbami wobec sąsiadów.
- Każdy tutaj się jej boi, bo ma tam koło siebie różnych takich podejrzanych kolegów - mówi Maria Gnutek-Wilczyńska.
- Mi groziła, że mi dzieci do domu nie dojdą. I że znajdą się ludzie, którzy nauczą mnie pokory – dodaje Anna Dziadak.
Podczas zabierania zwierząt właścicielka działki nie pojawiła się. Dziennikarze naszego programu próbowali z nią porozmawiać, aby dowiedzieć się dlaczego zwierzęta były trzymane w tak przerażających warunkach. Ostatecznie udało nam się tylko porozmawiać telefonicznie z właścicielką działki.
- Oświadczam, że w czasie przejęcia koni nie stanowiły one mojej własności. Wobec braku zainteresowania, w każdej postaci, ze strony właściciela, w miarę swoich możliwości, to starałam się zapewnić tym zwierzętom utrzymanie i opiekę. Na miarę swoich możliwości – broniła się kobieta.
Sąsiedzi twierdzą, że wielokrotnie informowali policję o tym, co się działo na działce w Mogielnicy. Policja odpowiada, że nie otrzymywała zgłoszeń o złym stanie zwierząt. Przyjeżdżała jednak na działkę w związku z innymi wezwaniami. Funkcjonariusze musieli więc widzieć co się dzieje. Tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego ten dramat trwał tak długo. Konie i pies zabrane przez Pogotowie dla Zwierząt wciąż są w bardzo złym stanie i nie wiadomo, czy przeżyją.