Schronisko w Krakowie znajduje się blisko wałów wiślanych, którym w dramatycznych dniach majowej powodzi groziło przerwanie. Pracownicy zaapelowali o zabranie zwierząt, bo bali się, że się potopią. Apel nadały media, pojawił się on w Internecie, krakowianie podawali go sobie przez telefony i smsy. Wystarczyło kilka godzin, by wszystkie zwierzęta – około 600 psów i 130 kotów – trafiło do domów mieszkańców miasta. - Każdy chciał psiaka – nieważny był kolor, wiek, wielkość – mówi Joanna Repel z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krakowie. – Ludzie przychodzili i mówili – proszę dać psa, wszystko jedno, jakiego. Pracownicy schroniska prosili tylko o przechowanie zwierząt na czas zagrożenia powodzią, ale bardzo dużo z nich zostało w domach pomocnych ludzi. Niektórzy zabierali po kilka, nawet kilkanaście zwierząt, by potem szukać dla nich nowych domów. Schronisko opuściły też psy, które zapewne – gdyby nie dramatyczna sytuacja – zostały tam na zawsze. Jak okaleczony w wypadku, pozbawiony jednej nogi Kropek.---ramka 14250|prawo|--- - Kiedy przyjechaliśmy były już tylko duże psy – mówi Tomasz Kołodziejski, nowy pan Kropka. – Jakaś pani wyjrzała z samochodu i zawołała, że ma trzy małe, ale okaleczone. Wzięliśmy tego, którego nazwali Kulasek, my daliśmy mu imię Kropek. Na małe psy spóźnili się też Dorota Pilch z synem Łukaszem. Nie zrazili się i wzięli podhalańczyka Bacę, którego dotąd nikt nie chciał, bo jest wielki i podobno groźny. Baca okazał się do rany przyłóż. - Myślałam, że wezmę go na tydzień, ale teraz widzę, że nie ma szans – nie oddamy go – mówi Dorota Pilch. – Będziemy szukać dla niego domu do skutku, a jak nie znajdziemy, to zostanie z nami na 38 metrach. Siostry Olimpia i Anna Czyszczoń jak setki innych krakowian pomogły w ewakuacji psów ze schroniska. Zrobiły jednak coś więcej - wzięły ze schroniska 12 psów. Sobie zatrzymają jednego - Milo. Dla pozostałych zobowiązały się znaleźć nowe domy. Udało im się to już w sześciu przypadkach. Los zwierząt u nowych właścicieli po załatwieniu formalności adopcyjnych jest kontrolowany przez inspektorów. - Nasi inspektorzy jeżdżą do domów, do których trafiły zwierzęta, robią też wywiady z sąsiadami nowych właścicieli – mówi Joanna Repel z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krakowie. – Nie wydajemy psów na łańcuch. Jeśli któryś z psów dostanie łańcuch, odbieramy go. W krakowskim schronisku na opiekunów czeka teraz ponad sto psów i kotów. Ci, którzy na czas powodzi zaopiekowali się zwierzętami i chcą je zatrzymać na stałe muszą pamiętać o tym, by jak najszybciej zgłosić się do azylu po odbiór dokumentów. Na nowych właścicieli czekają także zwierzaki ze schroniska w Sandomierzu, wyjątkowo srogo dotkniętego przez powódź. Kontakt: Sandomierskie Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt, 27-600 Sandomierz, Rynek 3, prezes Barbara Metejek, tel. 886 968 700.