Liczy się produkcja, nie ludzkie życie

W łódzkim Indesicie zginął człowiek przygnieciony przez część prasy do wytłaczania blach. Jego żona przeprowadziła własne śledztwo i odkryła, że w fabryce narażano zdrowie i życie pracowników.

Tomasz Jochan pracował w Indesicie od dziewięciu miesięcy. Pół roku wcześniej wziął ślub i właśnie dowiedział się, że ma zostać ojcem. W fabryce obsługiwał prasę do wytłaczania blach. Jednego z pierwszych dni września po skończeniu zmiany prawdopodobnie chciał ją oczyścić. Wszedł do środka przekonany, że nic mu nie grozi. Nagle maszyna ruszyła. Chłopak, przygnieciony przez dwutonowy stempel, zginął na miejscu. Żona Tomka Joanna wciąż płacze, gdy ogląda zdjęcia męża. Była jednak na tyle silna, by dowiedzieć się, dlaczego doszło do tragedii. Nie czekając na wyniki prokuratorskiego śledztwa, zaczęła własne. I odkryła szokujące fakty.---obrazek _i/inde/INDESIT 3.jpg|prawo|Tomasz Jochan--- - W innych fabrykach jest tak, że gdy ktokolwiek wchodzi pod prasę, to muszą być wsadzane belki, które podtrzymują stempel – powiedział Joannie jeden z pracowników Indesitu. – W Indesicie nigdy w życiu tego nie widziałem. To było nieraz zgłaszane. Zdaniem pracowników, blokady zdemontowano, ponieważ każde uruchomienie czujnika powodowało, że maszyna wyłączała się. Ażeby ją powtórnie uruchomić, trzeba było kilku minut. - Była na nas wywierana presja z góry – czemu to nie tak idzie, dlaczego tak mało – mówi pracownik fabryki. Dokładnie miesiąc przed śmiercią Tomasza w Indesice zdarzył się podobny wypadek. Wtedy jednak cudem obeszło się bez ofiar, a dyrekcja winą obciążyła pracownika, który wszedł do prasy. Śmiercią Tomasza zajęła się prokuratura.---obrazek _i/inde/INDESIT 4.jpg|prawo|Joanna Jochan--- - Oględziny w miejscu zdarzenia dostarczyły podstaw, by stwierdzić, że doszło do zdemontowania czujnika drzwi wejściowych – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. – W normalnych warunkach w momencie otwarcia drzwi czujnik powinien unieruchomić maszynę. Jednak to, czy ten fakt miał wpływ na śmierć pracownika, dopiero zbadają biegli. Dyrekcja fabryki powołała swoją komisję śledczą. Póki nie przedstawi ona raportu, dyrektor generalny Indesit Company Polska nie chce wypowiadać się na temat wypadku. Zapewnia jedynie, że bezpieczeństwo pracowników jest priorytetem kierownictwa. - Nasza grupa inwestuje w bezpieczeństwo pracowników 10 milionów euro co dwa lata – mówi Marco Zini, dyrektor generalny Indesit Company Polska. – Wszyscy pracownicy przed podjęciem pracy na danym stanowisku przechodzą kursy szkoleniowe, niekiedy także specjalistyczne.---obrazek _i/inde/INDESIT 2.jpg|prawo|Marco Zini--- Pracownicy Indesitu, do których dotarła Joanna Jochan, mówią, że kursów albo nie było, albo trwały najwyżej godzinę. - Oczekuję, że kadra, jeśli ma choć trochę godności, odejdzie sama – mówi Joanna Jochan. – Zastąpią ich ludzie, którym zależy na dobrej jakości pracy, ale też na dobru człowieka. Chodzi mi tylko o to, by więcej rodzin nie musiało przeżywać tego, co ja teraz. Przeczytaj także:Trucizna w górachInspekcja Pracy w Poczcie PolskiejWspółczesne obozy pracyImperium Grabków

podziel się:

Pozostałe wiadomości