Kilka lat temu w łódzkiej prasie pojawiły się oferty natychmiastowej pożyczki. Aby ją dostać, nie trzeba było wykazywać żadnych dochodów. Ważne było natomiast, by klient miał dom lub mieszkanie pod zastaw. - Było mało formalności: podpisanie aktu notarialnego i to wszystko – mówi jedna z oszukanych, Teresa Lisiak. – Po dwóch godzinach można już było przyjechać po pieniądze, dodaje. Oprocentowanie kredytu wynosiło nawet do 20 procent miesięcznie. Gdy klient spóźniał się minimalnie ze spłatą rat, odsetki wzrastały już do szokujących, lichwiarskich rozmiarów - dziesięciu procent dziennie. Właśnie tego zabrania polskie prawo. Klienci Marcina D. tracili domy, które dali pod zastaw pożyczki. Ewa Jaworska pożyczyła pieniądze, które były jej potrzebne na lekarstwa dla matki. Straciła wszystko, teraz mieszka w kamienicy bez wody, gazu i prądu. Marcin D., 34-letni ekonomista, był już wcześniej karany za oszustwa finansowe. W sądzie od kilku miesięcy jest już akt oskarżenia przeciwko niemu. Jednak proces, w którym pokrzywdzonych jest 70 osób, wciąż nie może się rozpocząć. Mało tego, prokuratura nie zatrzymała paszportu Marcinowi D., nie zakazała prowadzenia działalności i nie zażądała zabezpieczenia majątkowego.