Zostawiał dzieci, wychodził z autokaru i urywał lalce głowę. „Coś strasznego, jak z horroru”

"Syn powiedział, że nie będzie chodził do szkoły"
Zatrzymywał szkolny autobus w środku pola, wysiadał i robił szokujące rzeczy z lalką, która wyglądała jakby była umazana we krwi. – Jak w horrorze. Jakaś laleczka Chucky czy voodoo – mówią przerażeni rodzice.

Przez kilka tygodni kierowca szkolnego autobusu, wożącego nawet 5-letnie dzieci, codziennie zatrzymywał się w odosobnionym miejscu i robił dziwne rzeczy z dziecięcą lalką. Wszystko odbywało się na oczach przerażonych dzieci.

- Żona pokazała mi filmiki i od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Że coś jest nie tak, bo nikt normalny takich rzeczy nie robi – mówi jeden z ojców.

- My o tym mężczyźnie nie wiemy niczego. Nie wiemy, co siedzi w jego głowie – dodaje jedna z matek.

- To osoba, której powierzamy dzieci i powinniśmy jej ufać i ta osoba powinna dbać o bezpieczeństwo naszych dzieci – podkreślają rodzice.

Szokujące zachowanie kierowcy z gminy Tykocin

Szokujące zachowanie kierowcy wywołało strach i przerażenie w lokalnej społeczności. Zdenerwowani rodzice zgłosili się na policję oraz do burmistrza, który zleca wybranej w przetargu firmie wożenie ich pociech.

Do zatrzymania kierowcy doszło o 6 rano, tuż przed tym nim ruszył w kolejną trasę z dziećmi.

- Widziałem procedurę jego zatrzymania – opowiada Mariusz Dudziński, burmistrz Tykocina.

- Ten mężczyzna był zaskoczony. Na początku stawiał delikatny opór, ale policjanci natychmiast go obezwładnili i założyli mu kajdanki. Potem przeszli do przeszukania autobusu. W środku znaleźli nóż, mężczyzna tłumaczył, że jest mu potrzebny, żeby sobie czasami zrobić kanapkę. W luku bagażowym znaleziono dwie kolejne lalki – relacjonuje burmistrz.

- Ten pan powiedział, że jego głównym celem jest powrót do pracy na tą sama linię, z tymi samymi dziećmi – dodaje Dudziński.

- Dla nas chyba najbardziej przerażające jest to, co kierowca powiedział, kiedy został wcześniej zapytany przez jednego z chłopców, co on właściwie robi. Powiedział, że zabawa dopiero się zaczyna – przywołują rodzice.

Zatrzymany przez policję kierowca to 44-letni Sylwester T. Postawiono mu zarzut gróźb karalnych wobec dzieci. Prokurator wnioskował o areszt dla mężczyzny, jednak sąd nakazał jego zwolnienie.

Jak do sprawy odnosi się firma, w której pracował mężczyzna?

- Ten pan spełniał wszystkie kwalifikacje zgodnie z ustawą. Jedyne, co mam do powiedzenia, to że ten człowiek ze mną już nie pracuje, a dalsze kroki należą do policji. Nie mam z tym nic wspólnego – oświadczył właściciel.

„Zakrwawiona” lalka z nożem w głowie

- Lalka wyglądała masakrycznie. Miała powyrywane kończyny. W miejscu serca była dziura – „zakrwawiona” rana. A w głowie wbite ostrze noża. Ma też wydłubane oko, które jest we „krwi”. Głowa jest we „krwi”, ucho – słyszymy od rodziców.

- Z tego, co wynika z filmików, to on był spokojny. On po prostu wiedział, co robi. Nie robił tego w jakimś podenerwowaniu czy amoku. Na myśl przyszło mi, że to był jakiś rytuał, ceremonia – mówi jeden z ojców.

- Wszystko robił w rękawiczkach. Na każdym filmiku jest w rękawiczkach – dodaje jedna z matek.

- Gdzie w tym momencie była pani, która opiekowała się naszymi dziećmi? Przecież kierowca nie jeździł sam – oburzają się rodzice.

Każdego dnia, oprócz kierowcy, w autobusie była 65-letnia opiekunka, której rolą było zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa.

Rodzice zadają sobie pytanie, dlaczego nigdzie nie zgłosiła podejrzanego zachowania mężczyzny. Chcieliśmy porozmawiać z nią, ale jej nie zastaliśmy.

- Nie ma jej, ma załamanie nerwowe. Całkowicie była załamana, trzy dni siedziała w domu. Ona mówiła, że on się tylko raz źle zachował i nie zdążyła tego zgłosić – usłyszeliśmy od krewnej kobiety.

Tłumaczenie jest sprzeczne z relacjami dzieci i nagranymi filmikami, na których wyraźnie widać, że mężczyzna jest różnie ubrany.

- Podczas zatrzymania tłumaczył, że jadąc autobusem zobaczył lalki na drodze, dlatego zabrał je z drogi – mówi Mariusz Dudziński, burmistrz Tykocina.

Kim jest kierowca?

Sąsiedzi 44-latka nic o nim nie wiedzą. Mówią, że mieszkał tam od niedawna i rzadko go widywali. Ma mieć żonę i trójkę dzieci.

- Skoro się nie kontaktował, to nie chce rozmawiać – usłyszeliśmy od osoby, która odebrała domofon.

Mężczyzna nie wozi już dzieci, został dyscyplinarnie zwolniony z pracy.

- Ale chodzi między nami na wolności. Zna trasę i wie, gdzie które dziecko mieszka – mówią przerażeni rodzice.

Odcinek 7432 inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl

Autor: wg

Reporter: Maciej Dopierała

podziel się:

Pozostałe wiadomości