39-letni Krzysztof W. zabarykadował się w domu na jednym z osiedli domków jednorodzinnych w Rybniku z żoną i dwójką nastoletnich dzieci. Najpierw doszło do awantury, potem, po próbie interwencji policjantów, Krzysztof W. zaczął strzelać do ludzi. Strzelał do karetki, samochodu, za którym ukryli się sąsiedzi i ratownicy reanimujący jego żonę, a także do samochodu policyjnego, za którym znajdowała się jedna z sąsiadek. Szaleniec poddał się po tym, gdy podczas wymiany ognia z policjantami został postrzelony jego 15-letni syn. Siedem osób trafiło do szpitala. Mieszkańcy osiedla są w szoku, bo znali rodzinę Krzysztofa W. wyłącznie z dobrej strony. - Nikomu nie robił krzywdy – mówi Marcin Paluch, sąsiad i świadek strzelaniny. – Bywały u nich w domu kłótnie, ale nigdy nie podniósł na nikogo ręki. - Pracowaliśmy razem w kopalni – mówi Jacek Rzewnicki, sąsiad Krzysztofa W. – Często mi pomagał. Na dole wszyscy strasznie go lubili. - Dla swoich synów był kumplem – mówi Małgorzata Rzewnicka, sąsiadka Krzysztofa W. Synowie Krzysztofa W., Kamil i Kacper często bawili się ”w wojnę” z ojcem, który od kilku lat interesował się militariami. Z ogródka sąsiedzi nie raz słyszeli wystrzały z wiatrówki. Nikt jednak nie wiedział, że Krzysztof w domu zgromadził prawdziwy arsenał. Na portalu Nasza Klasa umieścił swoje zdjęcia – z synami, na których pozują z bronią, a nawet mierzą z niej do siebie. Krzysztof W. nie chciał składać zeznań przed prokuratorem. Przed sądem wyjaśnił jednak, że chodziło o narastający konflikt z teściami o pieniądze i remont wspólnego domu. Śledztwo prokuratury ma wyjaśnić nie tylko motywy działania sprawcy, ale także to, kto postrzelił 15-letniego Kamila – ojciec czy jeden z policjantów. Prokuratura bada także, skąd mężczyzna miał broń i amunicję, oraz czy detonatory wyniósł z kopalni Jankowice.