- Jechałem w kierunku Radzymina. Tam stało drzewo i zaczęło się przewracać na lewą stroną drogi. Odbiłem i uderzyłem w latarnię. Samochód odbił się i stoczył się na łąkę. Drzewo trzymało się na kawałku. Widać, że jest podcięte tak, żeby poleciało na drogę – opowiada Mariusz Rasiński. Pan Mariusz ocalił życie dosłownie w ostatniej chwili, gdy podcięte piłą drzewo spadło tuż przed maską jego samochodu. Miał też sporo szczęścia: gdyby jechał szybciej, drzewo mogło spaść na pojazd i zabić kierowcę. Skończyło się na i poważnym złamaniu uda i skasowaniu auta. - Już w karetce lekarz powiedział mi, że prawdopodobnie mam wylew w udzie i jest zagrożenie życia i prawdopodobnie złamanie nogi. Pięć dni leżałem na wyciągu, później miałem zrobioną operację zespolenia uda. Jestem już po trzech operacjach. A co dalej, nie wiadomo, bo noga się nie zrasta. Miesiąc po wypadku, jadąc z rodzicami zauważyliśmy, że drzewa są popodcinane. Urzędnicy twierdzą, że drzewa są sprawdzane sukcesywnie, dwa razy w tygodniu. Efekt – tylko dwa drzewa usunięte. Prokuratura została poinformowana i dostała zdjęcia podciętych drzew, które zostały dołączone do akt. Zostałem przesłuchany przez policję w Wołominie – opowiada poszkodowany. Po wypadku prokuratura dwukrotnie wszczynała i umarzała śledztwo uznając, że to, co przydarzyło się panu Mariuszowi, nie jest wypadkiem drogowym, a drzewo przywróciło się na drogę z powodu silnego wiatru. Prokurator w umorzeniu nie wspomniał o tym, że wcześniej drzewo zostało podcięte. - Z ustaleń postępowania wynika, iż drzewa były podcięte, ale to były stare podcięcia, już w połowie lat 90. Podcięcia były już zarośnięte, zabliźniałe. Pracownicy zarządcy dróg dwukrotnie w tygodniu objeżdżają ten teren. Żaden pracownik nie stwierdził, że powodują one zagrożenie dla życia lub zdrowia poruszających się tą drogą. W czasie zdarzenia wiał silny wiatr i to zostało uznane za główną przyczynę – mówi Artur Orłowski, Prokuratura Rejonowa w Wołominie. Właścicielem drogi, na której pan Mariusz miał wypadek, jest starostwo powiatowe w Wołominie. Z dokumentów, które zebrał mężczyzna wynika, że urzędnicy już od trzech lat wiedzieli o tym, że rosnące przy drodze drzewa mogą przewrócić się na jezdnię. - Jeżeli drzewo jest podcięte 20 lat, to chyba nie wie, co mówi. Co znaczy – podcięte drzewo i 20 lat stoi przy szosie? Ja takiej informacji nie mam. Nie wyobrażam sobie, że wszystkie służby o tym wiedzą i nie usunęły – powiedział Konrad Rytel, wicestarosta powiatu wołomińskiego. Dziennikarze spotkali się z urzędnikiem, by wskazać podcięte drzewa. - Na pierwszy rzut oka nic nie widać, może trzeba się przypatrzyć. Teraz widać, może ktoś chciał ukraść to drzewo? Nie zajmowałem się tymi drzewami, bo były różne zmiany stanowisk. Teraz szuka się winnego, bo jest poszkodowany. Drzewo skoro, jest podcięte, na pewno stwarza niebezpieczeństwo. Nie wytnę tego od raz, zgłoszę na policję. Najpierw muszę formalnie wystąpić o zgodę na wycinkę drzewa. Tak samowolki nie można robić. Ale skoro jest tak, trzeba awaryjnie je wyciąć – mówi Krzysztof Łoniewski, Inspektor Wydziału Inwestycji Drogownictwa, Starostwo powiatowe w Wołominie. Chociaż od spotkania z urzędnikiem minęły dwa tygodnie, drzewa nadal stały. - Złożyliśmy wniosek do wójta o zgodę na wycięcie tych drzew, gdyż się okazało, że są prywatne, stoją poza granica drogi . Wójt wyda pozwolenie na wycięcie drzewa i ekipa natychmiast pojedzie i wytnie. Procedura została wdrożona i to wystarczy. Nie jest istotne, co działo się tutaj pięć lat temu w tej sprawie. Nie ma tu naszej winy i nigdy nie było - uważa Konrad Rytel, wicestarosta powiatu wołomińskiego. Pan Mariusz chce pozwać starostwo powiatowe do sądu. Od dnia wypadku nie może pracować. Lekarze nie potrafią mu powiedzieć, czy kiedykolwiek wróci do pełnej sprawności. Prokuratura już po raz trzeci umorzyła sprawę - tym razem nie doszukała się winnych zaniedbań w starostwie powiatowym w Wołominie. Pan Mariusz odwołał się jednak po raz kolejny i czeka na decyzję sądu w tej sprawie. Podcięte drzewa jak stały, tak stoją.