Na przełomie listopada i grudnia 2002 roku w szpitalu im. Madurowicza w Łodzi zmarła czwórka noworodków. Wstępne badania wskazały, że przyczyną zgonu była bakteria o nazwie klebsiella pnemonia, powodująca śmiertelną chorobę - posocznicę. Lekarze i dyrekcja szpitala uznały, że matki były chore i one zaraziły dzieci. - Jeśli zakażenie wystąpi do trzeciej doby, to według wszystkich definicji rozpoznaje się zakażenie wewnątrzmaciczne – taka sytuacja miała tutaj miejsce – mówi dr Paweł Kawczyński ze szpitala im. Madurowicza.---obrazek _i/noworodki/Noworodki1.jpg|prawo|Dlaczego doszło do takich zaniedbań?--- Rodzice zmarłych dzieci nie przyjęli do wiadomości takiego tłumaczenia. Szpitala nie zdziwił fakt, że do kilku śmiertelnych zakażeń doszło niemal równocześnie. Sprawą zainteresowały się media. Efektem była kontrola sanepidu. Już wstępne jej wyniki dowiodły, że na oddziale noworodków łódzkiego szpitala panuje brud i nikt nie przestrzega reżimu sanitarnego. Wbrew zapewnieniom dyrekcji, wersja o zakażeniu dzieci z winy szpitala stawała się coraz bardziej prawdopodobna. - Wystarczy umyć ręce, dopilnować, żeby wszystko odbywało się zgodnie z procedurami wyznaczonymi przez szpital – mówi Ilona Jakubowska, matka jednego ze zmarłych dzieci. – Pamiętać o zmianie rękawiczek. Czy to tak wiele? Rok po tragicznych wydarzeniach Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego wydał niekorzystną dla szpitala ekspertyzę. Potwierdził ponad wszelką wątpliwość, że do zakażenia noworodków doszło w szpitalu z winy personelu. Lekarze i pielęgniarki przenosili zabójczą bakterię na rękach, odzieży i sprzęcie medycznym. Nie zachowano standardów odkażania i dezynfekcji na oddziale. Nie było także dostatecznego nadzoru nad zakażeniami. Sprawą zajęła się prokuratura.---obrazek _i/noworodki/Noworodki3.jpg|prawo|Krzysztof Kopania--- - Mogło dojść do zakażenia wewnątrzszpitalnego bądź okołoporodowego – mówi Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. – Każda z tych wersji będzie weryfikowana. Śledztwo jak dotąd nie przyniosło jednak żadnego wyjaśnienia. Pojawiły się też przypuszczenia, że sanepid po kontrolach w szpitalu im. Madurowicza, które wskazały na nieprzestrzeganie higieny przez jego pracowników, nie wyciągnął żadnych konsekwencji.---obrazek _i/noworodki/Noworodki2.jpg|prawo|Reporter UWAGI! z ojcem jednego ze zmarłych dzieci (po prawej)--- - Można wstępnie postawić tezę, że w przypadku zakażenia sanitarno – epidemiologicznego, wnioski sanepidu powinny pójść dalej niż poszły – mówi Krzysztof Kopania. Nikt z łodzkiego sanepidu nie zgodził się na rozmowę. Długo unikała jej też dyrekcja szpitala. Reporterowi UWAGI! udało się w końcu dodzwonić do dyrektora do spraw lecznictwa. - Nie wskazano żadnych winnych, bo jeśli kogoś wskazać, to tylko niemoc medycyny XXI wieku – powiedział dr Wiesław Tyliński. – Jeśli komisja także nie wskazała winnych, to trudno kogoś karać. Mimo odrzucania odpowiedzialności przez szpital, jego dyrekcja ostatnio poszła na sądową ugodę z rodzicami jednego ze zmarłych dzieci i wypłaciła im 40 tysięcy złotych odszkodowania. Dr Wiesław Tyliński stanowczo przeczy, jakoby był to wyraz pośredniego przyznania się do winy. Do tej pory nikt ze szpitala nie wyraził nawet ubolewania z powodu tragedii.---obrazek _i/noworodki/Noworodki4.jpg|prawo|Ilona Jakubowska: Bardzo trudno przeprosić--- - Bardzo łatwo wmówić matkom, że były chore – mówi Ilona Jakubowska, matka jednego ze zmarłych dzieci. – Mimo, że są już i tak nieszczęśliwe z powodu śmierci dzieci, to jeszcze wyrzucają sobie, że skoro szpital tak twierdzi, to może umarły z ich winy. A bardzo ciężko przeprosić. Przeczytaj także:Przez błędy lekarzy straciła wzrokOstatnia lekcjaPęknięta czaszkaLekarze idą w zaparteCzego nie widać na rentgenie?Czy lewy to prawy?---strona---