Większość Rosjan - z przekonania, strachu lub zwykłego pragmatyzmu - poparła agresję na Ukrainę. Największą rolę w przekonaniu Rosjan do tej wojny odegrali kremlowscy propagandyści, o których opowiadamy państwu w serii reportaży „Tu mówi Moskwa”.
Rosyjska machina propagandowa nie jest skierowana wyłącznie do Rosjan. Od lat Moskwa manipuluje też zagraniczną opinią publiczną, by pogłębiać podziały i nieufność w naszych społeczeństwach.
Do tego służą takie narzędzia jak kanał telewizyjny Russia Today czy zagraniczni, prokremlowscy influencerzy oraz tak zwane fabryki trolli internetowych.
Żeby zrozumieć, jak działa ten mechanizm, pojechaliśmy na Litwę, gdzie rozmawialiśmy z rosyjskim, niezależnym dziennikarzem, zmuszonym do ucieczki ze swojego kraju. Udaliśmy się także do Wielkiej Brytanii, gdzie spotkaliśmy rosyjskiego naukowca, który od lat bada działalność kanału Russia Today.
Margarita Simonyan
Szefową anglojęzycznej stacji RT jest Margarita Simonyan. Żeby zrozumieć, w jaki sposób zdobyła ona zaufanie kremlowskiej władzy, trzeba cofnąć się do tragedii z 2004 roku, która wstrząsnęła całym światem.
W dniu rozpoczęcia roku szkolnego, czeczeńscy terroryści wtargnęli do szkoły w Biesłanie i wzięli ponad tysiąc zakładników, w większości dzieci.
Kreml od początku wydarzeń manipulował informacjami, jakie przedostawały się do opinii publicznej, na przykład zaniżając liczbę zakładników. A 24-letnia wówczas Margarita Simonyan, była jedną z pierwszych dziennikarek państwowej telewizji, które dotarły do Biesłanu.
Według Ilji Shepelina, rosyjskiego dziennikarza, z zamkniętej już, niezależnej telewizji Dożd, który obecnie mieszka i pracuje na Litwie, to właśnie w czasie tamtych wydarzeń w Biesłanie młoda dziennikarka zwróciła na siebie uwagę Władimira Putina.
- Simonyan kłamała wtedy, mówiąc, że w szkole znajduje się mniej niż 300 osób. W rzeczywistości było ich kilka razy więcej. Nigdy za to nie przeprosiła. To istotna umiejętność na jej stanowisku – kłamać bez poczucia winy – wskazuje Shepelin.
Po dwóch dniach bezskutecznych negocjacji, w Biesłanie rozpętało się piekło. Podczas strzelaniny między terrorystami a rosyjskim wojskiem zginęło ponad 300 osób, głównie dzieci. A rosyjskie władze, jak zwykle, ogłosiły sukces swojej operacji specjalnej.
- Dziś musimy trzymać się razem, tylko tak pokonamy wroga – mówił wówczas Putin.
W 2005 roku wrogiem dla Rosjan byli tylko czeczeńscy bojownicy, a nie Zachód. I choć dziś, patrząc na rosyjską propagandę, trudno to sobie wyobrazić, to rosyjskie społeczeństwo chłonęło wtedy zachodnią kulturę, marzyło o zachodnim stylu życia i bogaceniu się.
Zapewne jak i sama Margarita Simonyan, która wychowała się w biednej, ormiańskiej rodzinie, ale była na tyle zdolna, że jako nastolatka zdobyła stypendia w Anglii i w USA, gdzie nauczyła się biegle władać angielskim.
- Moja babcia zawsze mi mówiła – jesteś taka mądra, nie pokazuj tego, bo nie znajdziesz męża – żartowała niedawno podczas promocji swojej książki.
Prawdopodobnie dzięki inteligencji i bezwzględnej lojalności, niedługo po wydarzeniach w Biesłanie, putinowskie elity dały jej misję, by odmienić wizerunek Rosji w oczach Zachodu za pomocą angielskojęzycznego kanału Russia Today.
- Na początku to była próba pokazania światu, kim jesteśmy, co robimy. Chcieliśmy przyciągnąć turystów i inwestycje – tłumaczy doktor Ilja Jabłokov, który od wielu lat mieszka Wielkiej Brytanii i wykłada w instytucie dziennikarstwa na Uniwersytecie w Scheffield. Niedawno napisał książkę o działalności Russia Today.
- Wtedy to były szczere chęci rosyjskiego establishmentu, aby stać się częścią zglobalizowanego zachodniego świata. Nie było wrogości, wrogość zaczęła się w 2007 roku wraz ze słynnym przemówieniem Putina w Monachium – wskazuje Jabłokov.
- NATO przybliża swoje siły frontowe ku naszym granicom. Przeciwko komu są te ruchy? – pytał wówczas Putin.
Od tego momentu stopniowo powracała zimnowojenna retoryka Rosji, a kanał Russia Today, stał się kolejną bronią Kremla w wojnie informacyjnej z Zachodem.
Russia Today zaczęła żywić się kryzysami społecznymi na całym świecie, teoriami spiskowymi, które polaryzują społeczeństwa. Stara się też wpływać na decyzje wyborców w innych krajach.
Kanał służył też do kamuflowania rosyjskich operacji szpiegowskich, jak na przykład w 2018 roku, po nieudanej próbie otrucia Siergieja Skripala – byłego szpiega skazanego w Rosji za zdradę, który mieszka w Anglii.
Kiedy brytyjskie służby opublikowały wizerunki dwóch podejrzanych o ten atak mężczyzn - jak się potem okazało - zasłużonych agentów GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego, Margarita Simonyan osobiście przeprowadziła z nimi wywiad.
Mężczyźni zapewnili wówczas na antenie, że nie pracują dla GRU.
Ukraina
W trakcie trwającej rosyjskiej inwazji w Ukrainie, widzowie Russia Today również otrzymują zdeformowany obraz rzeczywistości.
- Oglądając Russia Today, dużo osób zaczyna myśleć, że rzeczywiście nie ma tam żadnej napaści, tylko trwa tam walka z nazizmem. I że jest to operacja specjalna, a nie wojna – mówi Ilya Shepelin.
Od początku wojny Russia Today nie może nadawać już w USA i Unii Europejskiej. Kilka lat temu w Ameryce została oficjalnie uznana za narzędzie obcej agentury.
Kreml ma jednak więcej narzędzi propagandowych. Jednym z nich są influencerzy, na przykład Chilijczyk Gonzalo Lira.
„Dzień dobry! Jest sobota, 26 lutego, jak mi się wydaje. I nie mogę uwierzyć w swoje cholerne szczęście. Przyjechałem do Kijowa chwilę przed inwazją! Rosjanie nie chcą skrzywdzić cywilów. To jest bardziej niż oczywiste”, twierdził w jednym ze swoich nagrań.
O pozytywny odbiór rosyjskiej agresji w Ukrainie, dbają też tak zwane trolle internetowe. Ksenia Kłoczkowa, dziennikarka rosyjskiego, niezależnego portalu Fontanka, niedawno zatrudniła się, w ramach dziennikarskiej prowokacji, w jednej z tak zwanych fabryk trolli w Sankt Petersburgu.
- Mieliśmy cztery działy, gdzie mogliśmy pracować. Telegram, dział TikToka, Instagrama i YouTube, gdzie mnie przydzielili – opowiada Kłoczkowa.
W takich miejscach setki osób, udając zwykłych użytkowników, przez całą dobę wzmacnia oddziaływanie rosyjskiej propagandy w mediach społecznościowych.
- Zauważyłam tam, że wielu Rosjan nie interesuje się tym, co się dzieje, jeżeli to bezpośrednio nie dotyczy ich życia. Żyją w swojej bańce informacyjnej. A tam mówili: „Dobra, napiszemy te komentarze, ale zapłacicie nam, prawda?”. Płacili 500 euro miesięcznie – mówi Kłoczkowa.
Margarita Simonyan również jest wynagradzana przez Kreml za swoją pracę.
- Ona wie, że zajmuje się kłamstwem i dostaje za to dużo kasy. Być może płonie jej sumienie, jeżeli w ogóle je kiedyś miała – mówi Ilya Shepelin.