Fakt molestowania dzieci wyszedł na jaw, gdy wychowawczyni na nocnym dyżurze zauważyła, że jeden z chłopców nie śpi w swoim łóżku, ale na sali telewizyjnej. Zapytany, czy coś się stało, zaczął się nerwowo zachowywać. - Łamał mu się głos, wyłamywał palce – mówi Żaneta Sikora, wychowawczyni w domu dziecka w Kłobucku. – Powiedział, że w nocy przychodzi do niego jeden z kolegów. 13-letni Dawid był pierwszym dzieckiem, które opowiedziało o tym, co działo się w jego sypialni. W trakcie rozmowy z innymi wychowankami okazało się, że przez co najmniej trzy miesiące molestowanych i gwałconych było również kilkanaście innych dzieci w wieku od 6 do 13 lat. Zatrzymano trzech sprawców, także mieszkańców domu dziecka: 17., 15. i 14-latka. Jak się okazało, jeden z nich sam był wcześniej molestowany. - Był skryty, taki ”babski”, z dziewczęcym ciałem – mówi krewna chłopca. – Kiedyś zorganizowaliśmy zawody dla dzieci, on słabo biegał, z chodzeniem było coś nie tak. Wzięliśmy go na rozmowę. Okazało się, że był molestowany. 17-latek odpowie przed sądem jak osoba dorosła, a pozostali chłopcy decyzją częstochowskiego sądu rodzinnego zostali umieszczeni w schronisku dla nieletnich. Nad pokrzywdzonymi dziećmi czuwa teraz sztab psychologów. Pozostaje pytanie, dlaczego nikt wcześniej nie zauważył, że z dziećmi dzieje się coś niedobrego. - Jeśli dziecko doznaje przemocy od wielu lat, doznaje jej też w domu dziecka, to może wydawać mu się, że to norma – mówi Iwona A. Wiśniewska, psycholog, dyrektor Ośrodka dla Ofiar Przemocy w Krakowie. – Bardzo rzadko mówi o tym podczas pierwszego kontaktu w wychowawcą. Czasem trzeba lat, albo zbiegu okoliczności, by zaczęło o wszystkim mówić. Wychowawcy z kłobuckiego domu dziecka twierdzą, że było w nim za mało opiekunów. Również kontrola starostwa powiatowego wykazała braki kadrowe. Starosta zobligował dyrektorkę do przyjęcia dwóch dodatkowych pracowników. W domu dziecka na dwóch piętrach śpi pięćdziesięcioro wychowanków. Rozporządzenie Ministra Polityki Społecznej mówi, że w przypadku, gdy warunki lokalowe nie pozwalają na szybki kontakt wychowawcy z dzieckiem, ich liczba powinna zagwarantować bezpieczeństwo podopiecznych. - Na dyżurze jest jedna osoba – mówi Żaneta Sikora, wychowawczyni w domu dziecka w Kłobucku. – W weekendy zdarza się, że są dwie, niewykwalifikowane – pomoce dla dzieci. Co innego twierdzi dyrektorka placówki. - Zawsze było dwóch opiekunów – mówi Janina Solnica. – Zdarzało się, że na jednej stronie był jeden, a na drugiej dwóch na dyżurze nocnym. Uważam, że robiliśmy wszystko dobrze, a jeśli były niedociągnięcia, to wszędzie mogą się zdarzyć. Prokuratura zbada, czy nie doszło do zaniedbań ze strony prowadzących i nadzorujących placówkę.