Kilka dni temu pokazaliśmy reportaż o nielegalnym handlu promocyjnymi biletami weekendowymi na ekspresy i pociągi Intercity. PKP Intercity oferuje pasażerom możliwość podróżowania na wszystkich trasach za jedyne 99 zł przez cały weekend – od piątkowego wieczoru do końca niedzieli. Koniki odkupują na peronach bilety po niższej cenie – bądź po prostu biorą od niczego nieświadomych pasażerów. Potem oferują za 50 zł, tyle że już jako zwykły bilet w jedną stronę. Chętnych nie brakuje, bo podróż ekspresem Kraków – Warszawa (lub z powrotem) kosztuje 77 zł. Po dotarciu do celu trzeba zostawić bilet we wskazanym przez konika miejscu – stamtąd odbiera go inny konik i bilet można sprzedać ponownie. W ciągu jednego weekendu jedna osoba zarabia w ten sposób do 2 tys. zł. Reporterki UWAGI! sprawdziły. Na dworcu Kraków Główny kupiły od konika bilet do Warszawy Centralnej. Potem pokazywały go kasjerkom, konduktorom, policjantom. Okazało się, że wszyscy wiedzą o nielegalnym procederze, i wcale się mu nie dziwią. Jeden z konduktorów ze śmiechem ostrzegał: - Wszystko w porządku, tylko nie trzeba się chwalić, gdzie się bilet kupiło. Nie przyznawać się – to jest dewiza. Co na to dyrekcja PKP Intercity? O handlu biletami wie od stycznia tego roku. Doszło nawet do zatrzymania jednego z koników z Krakowa po tym, jak naczelnik sekcji PKP Intercity zawiadomił SOK-istów o handlarzu. Ten został zatrzymany, ale niedługo później wypuszczony. - Gdy nie ma osoby, która kupiła bilet i potwierdzenia, że doszło do sprzedaży biletów, wtedy nic nie możemy zrobić – mówi Dariusz Nowak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. – Postępowanie trzeba było umorzyć. Skoro policja nie ma sposobu na koników, musiała go szukać sama PKP Intercity. - Ani konduktor, ani kasjerka nie są od biegania za konikami po dworcu – tłumaczy Jacek Prześluga, prezes PKP Intercity i przyznaje. – Najsmutniejszą sprawą w tej historii są postawy części naszych pracowników. Mogli zareagować inaczej. PKP Intercity postanowiło w końcu, by od 1 czerwca sprzedawać weekendowe bilety imienne. Kasjerka wypisuje bilet na konkretne nazwisko, konduktor kasuje go po okazaniu dowodu tożsamości. Reporterka UWAGI! sprawdziła – na dworcu Warszawa Centralna kasjerka poprosiła o podanie imienia i nazwiska. Przeczytaj także:Biletowe podziemiePasażerowie zdani na siebiePociągi strachuPociągi bez ochronyBagażowy absurd