Ruszył jeden z najbardziej wyczekiwanych procesów ostatnich lat. Głównym oskarżonym jest powszechnie znany w Kołobrzegu Mariusz G. - marynarz, przedsiębiorca i wiceprezes miejscowego klubu morsów. Znany także jako dżentelmen i kobieciarz.
- On co raz tu inne przywoził babki. Całował się. Jedną wpuszczał do klatki, potem wychodziła, wsiadał z nią, gdzieś ją zawoził i zaraz przywoził drugą – usłyszeliśmy od jednej z sąsiadek Mariusza G.
45-letni mężczyzna przez lata skutecznie ukrywał swoje drugie oblicze. Nikt nie wiedział, że w rzeczywistości jest bezwzględnym i działającym dla zysku wielokrotnym mordercą.
- Rozmawiałem z nim, tak jak z panem, a on wstawał z krzesła i szedł zamordować, po czym wracał i zachowywał się jak wcześniej – mówi Łukasz Zięba, radny i prezes klubu morsów.
Pani Bogusława
Dlaczego "Krwawy Tulipan" tak długo był bezkarny i dlaczego tak wiele kobiet miało do niego słabość?
O sposobie działania Mariusza G. udało nam się porozmawiać z Marcinem Rżanym, synem jednej z ofiar, dzięki, któremu udało się złapać G.
- Moja mama była najlepszą osobą, jaką znałem. Może brzmi to ckliwie, ale strasznie ją podziwiałem. Mama była po rozwodzie, została sama z dwójką nastolatków, niekoniecznie bardzo grzecznych. Zapewniła nam dobre wykształcenie i dzięki temu radzimy sobie w życiu. Dla siebie mogła nic nie zrobić, ale dla rodziny chciała zrobić wszystko – opowiada pan Marcin.
Zamordowana matka pana Marcina miała 54 lata. Pani Bogusława pracowała jako starsza kucharka w ekskluzywnym kołobrzeskim hotelu. Mariusza G. poznała ponad 10 lat temu.
- Mama była samotną kobietą, która spotkała mężczyznę, który traktował ją, jak chciała być traktowana. On był szarmancki i uczynny. A to puszczał przodem przez drzwi, a to odsunął krzesło, by usiadła – opowiada mężczyzna.
Pan Marcin miał jednak złe przeczucie.
- Nie pasowała mi jego aura. Kupił mieszkanie i nie chciał w nim mieszkać dopóki nie spłaci kredytu, powiedział, że będzie mieszkał z rodzicami. I to trzydziestoparoletni mężczyzna. Twierdził też, że zarabia niebotyczne pieniądze, po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Pojawiła się też jakaś historia, że mu samochód ukradli, ale nie będzie zgłaszał na policję – opowiada pan Marcin.
W pewnym momencie Mariusz G. zniknął z życia pani Bogusławy.
- Mama powiedziała, że to definitywny koniec. Była to jakaś ulga, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że to jest ryzykowna znajomość – wskazuje pan Marcin.
Mieszkania
Dziś wiemy, że obawy rodziny pani Bogusławy były słuszne, a mieszkanie, w którym „Krwawy Tulipan” nie chciał mieszkać, należało do jego pierwszej ofiary. W 2016 r., w niewyjaśnionych okolicznościach, wnętrze lokalu spłonęło, a jego samotna właścicielka - 31-letnia Iwona, z którą także spotykał się Mariusz G., zniknęła bez śladu.
- Mieszkanie po Iwonie zostało spalone i nikt nie zadał pytania, dlaczego, kto, gdzie jest właścicielka? To jest dla mnie szokujące. Jestem przekonany, że gdyby część osób po prostu rzetelnie wykonywała swoje obowiązki, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Policja w Kołobrzegu była przekonana, że wszyscy uciekają sami i nic złego się nie dzieje – mówi pan Marcin.
Pani Aneta
Kolejne tajemnicze zdarzenie również nie postawiło kołobrzeskiej policji na nogi. W 2018 r. bez śladu zniknęła kolejna kobieta, która spotykała się z Mariuszem G.
- Znałem ją i zdziwiło mnie, że Aneta nagle z dnia nadzień zniknęła i nie daje znaku życia. Ta sprawa wyglądała dosyć dziwnie i podejrzanie od samego początku. Ta dziewczyna była związana z miastem, miała tutaj mieszkanie i to kompletnie do niej nie pasowało – mówi Robert Dziemba, redaktor naczelny portalu Miastokolobrzeg.pl.
- Podeszłam do tego mieszkania, żeby sprawdzić, czy ktoś tam jest, czy coś się dzieje. Otworzył mi starszy mężczyzna, zapytałam go tylko, czy to jest mieszkanie pani Anety, a on mówi, że nie, bo kupił mieszkanie od pana Mariusza. Powiedziałam: „Chyba pan żartuje” – przywołuje Anna Buchner-Wrońska, dziennikarka „Gazety Kołobrzeskiej”.
W przejęciu mieszkania pomogła Karolina S., która poszła do notariusza z „Krwawym Tulipanem”, udając zaginioną Anetę.
Zaginięcie pani Bogusławy
Wróćmy jednak do historii pani Bogusławy. W piątek, 7 czerwca 2019 r., 54-letka niespodziewanie przestała odbierać telefony od bliskich. Rodzina nie miała pojęcia, że kilka miesięcy wcześniej kobieta odnowiła znajomość z Mariuszem G.
- Mama miała w sobie tę wspaniałą cechę, że w ludziach zawsze widziała to, co dobre, to co najlepsze. Potrafiła wybaczyć największe krzywdy, chciała w nim widzieć kogoś dobrego. Takiego, na jakiego on się kreował w jej oczach. Jak w poniedziałek mama nie pojawiła się w pracy, to był sygnał, że wydarzyło się coś naprawdę złego – wskazuje pan Marcin.
- Zadzwoniłem do Mariusza. Miałem przeczucie, bo wcześniej widziałem szczoteczkę do zębów w mieszkaniu mamy, to mogła być tylko jego. Po rozmowie byłem w 100 proc. przekonany, że ma coś wspólnego z zaginięciem – podkreśla pan Marcin. I dodaje: - Policjantka, która mnie przesłuchiwała wielokrotnie, mówiła mi, że pewnie nic się nie stało. A ludzie uciekają sami.
Zatrzymanie Mariusza G.
Gdy bliscy Bogusławy dotarli do rodzin innych zaginionych kobiet i zorientowali się, że łączyła je znajomość z Mariuszem G., policja zatrzymała wreszcie "Krwawego Tulipana". Przez kilka miesięcy aresztowany mężczyzna twierdził, że z zaginięciami nie ma nic wspólnego, lecz w końcu policji udało się odkryć prawdę. W pobliskim lesie znaleziono groby.
- Od razu dostaliśmy informację, że bardzo dużo policjantów szukało czegoś w lesie – mówi Robert Dziemba, wskazując miejsca w lesie, gdzie policja szukała zakopanych ofiar.
"Krwawy Tulipan" konsekwentnie milczy na temat szczegółów swoich zbrodni, biegli stwierdzili jednak, że znalezione trzy kobiety zginęły od ciosów zadanych siekierą w tył głowy oraz noża.
Notariusz i narzeczona
Zabójca był już przygotowany do przejęcia majątku pani Bogusławy. W jej rolę u notariusza wcieliła się kolejna namówiona przez niego kobieta.
- Moim zdaniem na ławie oskarżonych brakuje notariusza. Widział niejasności w dokumencie. Miał dziwne podejrzenia co do rozległości pełnomocnictw. Nikogo nie poinformował o swoich wątpliwościach – mówi pan Marcin.
Na ławie oskarżonych jest jeszcze jedna kobieta. To narzeczona "Krwawego Tulipana", z którą mężczyzna miał wziąć ślub tuż po ostatnim z zabójstw. Zdaniem prokuratury pomagała mu zacierać ślady przestępstwa, m.in. sprzątała razem z nim mieszkanie zamordowanej pani Bogusławy.
Próbowaliśmy porozmawiać z Dorotą Ł. na sądowym korytarzu, jednak odmówiła.
Z kolei na sali sądowej mówiła, że nie przyznaje się do zarzucanych czynów.
- Jedyną osobą, na której spoczywa wina rzeczy, które zostały uczynione, jestem ja – przekonywał przed sądem sam oskarżony.
- Nie czerpię żadnej przyjemności z bycia na sali sądowej, ze słuchania tych bzdur i kłamstw. Mam nadzieję, że osoby, które doprowadziły do tego, co się stało, a nie tylko morderca, nie tylko ten, co trzymał siekierę, mam nadzieję, że oni wszyscy zostaną sprawiedliwie osądzeni – kwituje pan Marcin.