Półtora tygodnia temu przedstawiliśmy reportaż o 84-letnim panu Czesławie z Mysłowic, który w swoim mieszkaniu gromadzi rupiecie, złom, śmieci. Sąsiedzi nie mogą znieść smrodu, jaki dobywa się zza jego drzwi, ale chcą też mu pomóc. Pan Czesław zgodził się w końcu na pobyt w szpitalu. Badania wykazały, że jest zdrowy. Po krótkim pobycie w szpitalu wrócił do swojego domu. Pan Czesław nie chce się zgodzić na opróżnienie mieszkania. Zbiera wszystko, co uzna za niezbędne. A niezbędne jest mu prawie wszystko. - Jego dziwactwa przerodziły się w chorobę – mówi córka pana Czesława. – Kiedy był młody, zbierał śrubki, zepsute urządzenia domowe… A teraz zbiera śmieci. Córka pana Czesława nie utrzymuje z nim kontaktów od lat. Wcześnie osierocona przez matkę, spędziła dzieciństwo z ojcem. Wspomina je źle. - Zawsze myślałam – czemu mam takiego ojca? – mówi. – Bawiłam się z dziećmi na podwórku, i kiedy inne dzieci szły do domu do rodziców na kolację, ja wracałam do pustego domu. Rodzina pana Czesława widząc, że ten nie potrafi zaopiekować się własnym dzieckiem, zabrała je do siebie. Kiedy pani Halina miała piętnaście lat, sąd ograniczył prawa rodzicielskie jej ojcu. Córka wystąpiła do sądu o alimenty od niego. Ojciec ciągle się odwoływał. - Chciałam iść na studia, złożyłam papiery – opowiada córka pana Czesława. – Latem po szkole miałam rozprawę sądową, ojciec znów sądził się, żeby zmniejszyć kwotę pieniędzy, które mi płacił. Miałam tego dość. Zrezygnowałam ze studiów. Podziękowałam za jego ojcostwo, za to, że przez lata opiekował się mną tak, że tylko sądził się ze mną. Pan Czesław wrócił do swojego domu. Takiego samego, jaki opuścił. Nikt nie wie, co zrobić, by opróżnić jego mieszkanie ze śmieci. Pracownicy Sanepidu twierdzą, że nawet, jeśli chcieliby pomóc panu Czesławowi, nie mogą zrobić tego bez jego woli. Ich zdaniem to administracja powinna zwrócić się do sądu, aby nakazać usunięcie śmieci. - Jeśli sąd nam wyda zgodę na wywiezienie śmieci, wywieziemy – mówi Roman Kruk, prezes Spółki Mieszkaniowej ”Wesoła” w Mysłowicach. – Ale on już raz się zgodził, a potem odwołał zgodę. Wyjdzie ze szpitala, powie, że ukradłem mu rower, garnki, śledzie, jajka, radio… Sześć lat temu psychiatrzy badali pana Czesława. Stwierdzili u niego zaburzenia, objawiające się w postaci manii kolekcjonerskiej, ale nie stwierdzili, by był chory. Psychiatra Marcin Dokrzewski z Poradni Zdrowia Psychicznego w Mysłowicach sugerował lekarzom, by zachęcili pana Czesława do opieki psychiatrycznej. - Jego stan może się pogłębić – poczuje się zagrożony przez sąsiadów, co może spowodować reakcję depresyjną, nawet próbę samobójczą – mówi Marcin Dokrzewski. – Trzeba postąpić, tak, by nie naruszając jego godności, utemperować jego pasję. Pracownicy spółki mieszkaniowej po naszym programie wysłali pisma do innych instytucji z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemu zaśmieconego mieszkania.