Helena Wincenciak przez dziewięć miesięcy pracowała w zakładzie produkującym akcesoria dla zwierząt, znajdującym się we wsi pod Myślenicami w województwie małopolskim. Poszła do pracy jako zdrowa kobieta. Dziś jest ciężko chora. Doznała poważnego uszkodzenia szpiku kostnego. Była bliska śmierci. Na szczęście zagrożenie najgorszym mija, ale pani Helena do końca życia pozostanie niepełnosprawna. Tragedii Heleny Wincenciak poświęcony był jeden z tegorocznych reportaży magazynu Superwizjer. Udowodniliśmy, że przyczyną choroby pani Heleny były opary toksycznego kleju, który wykorzystywano w niewentylowanym zakładzie. Opisaliśmy też przypadek innej jego pracownicy, która zachorowała na nowotwór języka – także po tym, jak tam pracowała. Właściciel, Tadeusz S. kategorycznie przeczył, jakoby pani Helena kiedykolwiek u niego pracowała, przeczył też temu, że używa kleju szkodliwego dla zdrowia.---obrazek _i/klej/hel1.jpg|prawo|Helena Wincenciak--- - Toksyczne opary klejów, z którymi pracowano w zakładzie powodowały bóle i zawroty głowy, zwiększały podatność na infekcje – powiedział tymczasem prof. dr hab. med. Aleksander Skotnicki z Collegium Medicum w Krakowie. Po naszym reportażu zakładem zajęła się Państwowa Inspekcja Pracy. Wyniki jej kontroli potwierdziły nasze ustalenia. - Inspekcja potwierdziła, że w zakładzie stosowano klej – powiedział Maciej Piotrowski z Państwowej Inspekcji Pracy w Krakowie. – Właściciel firmy przyznał też, że pani Helena Wincenciak pracowała u niego przez cały rok i może potwierdzić to stosownymi dokumentami.---obrazek _i/klej/klej__15 copy.jpg|prawo|Helena Wincenciak przed chorobą--- Postanowiliśmy poznać zdanie właściciela zakładu na temat ustaleń kontroli. Tadeusz S. ekipę UWAGI! przywitał obelgami i groźbami. - Proszę wyłączyć kamerę, bo natychmiast ją rozbiję – powiedział Tadeusz S. – Miele pani jak ”kataryna”, pani ma normalnie ”hopla”, chora psychicznie osoba. Pani jest mordercą, za młodą maską kryje się przestępca – zwrócił się do reporterki UWAGI! W końcu Tadeusz S. zamknął całą ekipę na terenie zakładu na dwie godziny. Oswobodzili ją dopiero wezwani przez telefon komórkowy policjanci z Myślenic. S. w dziwny sposób uzasadnił areszt ekipy. - Państwo ukradli dobra materialne z zakładu i proszę o skasowanie tego – powiedział S. – Bo dobrem materialnym jest wizerunek firmy.---obrazek _i/klej/klej4.jpg|prawo|Tadeusz S.--- Państwowa Inspekcja Pracy kończy sporządzać raport o sytuacji w fabryce. Śledztwo w tej samej sprawie wszczęła także prokuratura. Jeśli szefowi firmy zostaną postawione zarzuty, grozi mu do trzech lat więzienia. Przeczytaj także:Trucizna w górachTrucizna w górach