Kim jest desperat, który sparaliżował centrum stolicy

- Dzień wcześniej zostawił mi klucze, podlał w domu kwiaty, oddał pod opiekę koty i powiedział, że wróci za około tydzień – mówi sąsiadka Jerzego G., który wczoraj sparaliżował centrum stolicy, grożąc wysadzeniem się w powietrze.

Mężczyzna czuje się oszukany przez biuro maklerskie. Twierdzi, że ktoś z biura podrobił jego podpis i sprzedał akcje. W ten sposób stracił cały majątek, 130 tys. zł. Po wielu godzinach negocjacji desperat oddał się w ręce policji. (zobacz film) - Interweniowałem wszędzie, skierowałem sprawę do sądu i przegrałem. Straciłem wszystko. Jestem bez grosza, bez domu – mówił policyjnym negocjatorom desperat. Niedoszły zamachowiec zażądał sprowadzenia na miejsce tragedii naszego reportera Ryszarda Cebuli. - Ten człowiek ma olbrzymie kłopoty finansowe i życiowe, a ja od wielu lat zajmuję się trudnymi tematami, głównie interwencyjnymi. Ten krok to próba wypłakania się, wykrzyczenia całemu światu zła, jakie go spotkało – mówi Ryszard Cebula. (zobacz apel dziennikarza skierowany do desperata) Sąsiedzi nie mogą zrozumieć, dlaczego Jerzy G. posunął się do tak desperackiego kroku. – Był człowiekiem bardzo życzliwym, miłym i wiarygodnym. Często zostawiał nam pod opiekę mieszkanie na czas wyjazdów – mówi sąsiadka. – Dzień wcześniej wspomniał, że ma problemy z maklerami, ale nic nie wskazywało, że jest aż tak bardzo zdesperowany. - Doskonale rozumiem desperację tego człowieka – mówi Jolanta K., która jeszcze niedawno znalazła się w podobnej sytuacji. - Ktoś, kto jest głodny, kto nie ma na chleb, na opłacenie rachunków czuje się zmiażdżony, stłamszony i jedyne, czego pragnie, to pozbyć się kłopotów i skończyć ze sobą.

podziel się:

Pozostałe wiadomości