„Posłuchaj, k…, łeb ci ukręcę i tyle. C… ci wydrę i do mordy ci wsadzę, rozumiesz? Na to mnie stać.”
„Teraz ci mogę zak… w ten łeb, chcesz? Chcesz? Wbiję ci te sekularki w ślepia i będziesz, k…, ślepa.”
- takie słowa padają na nagraniach, które pani Laura nagrała w przed drzwiami swojego mieszkania.
Samotna matka w 2022 roku wprowadziła się z dzieckiem do mieszkania w bloku socjalnym w Jaśle. Jak mówi, niemal od razu zaczęły się problemy. Kobieta od dwóch lat ma problem z sąsiadami – rodziną K. – matką, ojcem i dwoma synami - mieszkającą tam od 30 lat. Jak mówi pani Laura, to ich „królestwo”, gdzie wszyscy mają żyć zgodnie z ich regułami.
- Małgorzata uderzyła mnie po głowie. Ona ma taki charakterystyczny tryb bicia po głowie z otwartej ręki i z pięści. Wybiegł Mateusz, jej syn, który już nie żyje. On też mnie poszarpał, kopnął mnie w brzuch. Wtedy akurat była u mnie mama, więc ona też wybiegła i ich trochę uspokoiła – opowiada pani Laura.
Pani Laura zamieszkała w bloku socjalnym z powodu trudnej sytuacji życiowej. Nie chciała jednak uznać panujących tam reguł, czyli tego, że to silniejsi narzucają swoje zasady współżycia.
- W ich mniemaniu weszłam do ich domu i wymuszam na nich inne zasady, zmianę ich zwyczajów i to jest dla nich nieakceptowalne. A ja chciałabym ciszy w nocy, żeby moje dziecko mogło spać – mówi kobieta i tłumaczy: - Oni robili sobie imprezy na trzecim piętrze i na półpiętrze, więc wychodziłam i prosiłam, żeby nie tłukli butelek, przyciszyli muzykę, nie kłócili się głośno.
Takie uwagi miały rozpocząć konflikt, który z każdym dniem eskalował.
- Były groźby. Było niszczenie wózka mojej córki, popychanie na schodach. Jak szłam z dzieckiem na rękach, to było „barowanie”, czyli uderzanie barkiem przy mijaniu. Mateusz K., często groził, że zabije mnie i moją córkę. Wyzwiska, nawet jak idę przez centrum miasta – wymienia pani Laura.
„To są ludzie niebezpieczni”
Nasza reporterka poszła porozmawiać z rodziną K., żeby dowiedzieć się, jak sytuacja wygląda z ich perspektywy.
- Ona tu z nikim nie żyje w porządku, tylko każdego zaczepia – mówią.
- Nie możemy przejść przez klatkę, bo nie usunie się nam. Pcha dziecko na nas i koniec. Nie wiadomo, czy chce, żeby to dziecko strącić ze schodów. Z takim typem się nie da żyć. Ja myślałam, że młoda dziewczyna przyjdzie, będzie koleżanka. A gdzie, z tym dzikusem się nie da żyć – mówi kobieta.
Wielu mieszkańców bloku socjalnego stara się żyć normalnie. Nauczeni doświadczeniem, nie wchodzą w drogę rodzinie K.
- To są ludzie niebezpieczni, bo oni prowokują, a później zakładają sprawy. A jeśli oni zrobią komuś krzywdę i się zadzwoni gdzieś, to jest konfident – mówi jeden z mieszkańców.
- Ja nie mam żadnej opinii na temat tej sytuacji, bo ja nie chcę mieć siekiery w drzwiach. Ja nie chcę mieć potem kłopotów. (…) Nie można im uwagi zwrócić, bo potem mam jajka na drzwiach, ścianach, wszędzie. Wyzywają – dodaje inna osoba.
Musiały opuścić rodzinny dom
Pani Laura, jej matka i córeczka mieszkały wcześniej w spokojnej dzielnicy w rodzinnym domu. Jednak nie stać ich było na remont i budynek powoli popadał w ruinę.
- To były wspaniałe chwile i chciałabym, żeby moje dziecko miało podobne dzieciństwo. Gdzie może się pobawić w ogródku, może pograć w piłkę, gdzie ma przyjaznych sąsiadów – opowiada pani Laura.
Kobieta mówi, że razem z matką nie mogły sobie jednak poradzić z nieocieplonym, zagrzybionym domem.
- Zbliżała się zima, a w domu była taka sama temperatura jak na zewnątrz. Nie byłyśmy w stanie ogrzać tego domu. Zasłaniałyśmy okna kocami, żeby mojej córce nie było zimno – mówi.
Władze miasta i miejski ośrodek pomocy społecznej pomagały samotnej matce. Dostała m.in. przydział na mieszkanie socjalne, bo takie były dostępne. Pani Laura się ucieszyła. Nie wiedziała jednak, że jak mówi, trafi do piekła.
Pani Grażyna z czasem zamieszkała z córką i wnuczką, by chronić je przed atakami.
- Po pierwszym pobiciu córki nie mogłam spać, tylko czekałam, żeby oni poszli spać, żeby nie wyłamali drzwi. Bałam się – opowiada kobieta.
Prokuratura umorzyła postępowanie
Jak mówi pani Laura, od policji miała usłyszeć, że to jedynie konflikt sąsiedzki.
- Nawet jak Mateusz skopał ją po brzuchu tak, że miała płyn w jamie brzusznej – zaznacza pani Grażyna.
- Usłyszałam, że trzeba dogadać się z sąsiadami, albo się wyprowadzić – dodaje jej córka.
Prokuratura rejonowa umorzyła wszystkie postępowania, uznając, że szarpanie, pobicia i groźby są wynikiem wzajemnych awantur, mają charakter jednorazowy, bez następstw godzących bezpośrednio w pokrzywdzoną, więc prokuratura nie widzi interesu społecznego, by ścigać te czyny z urzędu.
- Tam rzeczywiście dochodziło do wzajemnych napaści, wzajemnych awantur. Z materiałów wynikało, że te czyny nie miały charakteru gróźb, tylko charakter znieważeń. (…) Zostało to potraktowane jako zniewagi i dlatego zostało umorzone – mówi prok. Henryk Zabawa z Prokuratury Rejonowej w Jaśle.
Poważne pobicie
Pani Laura została pobita 13 czerwca tego roku.
- Pierwsza niestety weszło moje dziecko. I ona popchnęła moją córkę, napluła na nią. Ona cały czas nas wyzywała, klęła, życzyła nam śmierci, mówiła, że ją zabije – opowiada pani Laura.
- Odwróciłam się do niej, żeby ją uspokoić, żeby się dowiedzieć, dlaczego nas tak traktuje – opowiada pani Grażyna, która była przy tym zdarzeniu. - Jak się odwróciłam do niej, od razu dostałam strzał na odlew, a potem zaczęła mnie bić pięścią po głowie. Córka zbiegła, żeby mnie ratować. Dopadli ją, bo już nadleciał Adrian i okładał ją po twarzy pięściami.
- Estera została na górze, ale wszystko to widziała. I tylko płakała, mówiła: „Mama, mama, mamusia” i widziała mamusię, jak była cała we krwi – opowiadają kobiety.
„My się kryminału nie boimy”
Rodzina K. wypiera się, żeby miało dojść do takiego pobicia.
- Dwa lata mieszka, myśmy jej nie bili i teraz myśmy ją pobili? – mówi kobieta.
- G… to panią obchodzi. Ona nas chciała pobić – dodaje mężczyzna.
- A niech mi pani udowodni, że ona sobie o barierkę nie rozwaliła nosa. Nigdy nie widziała pani, żeby baba była uderzona? To niech pani jedzie na wioskę. Tam leją baby, ino trzeszczy. (…) Czyli baba może wleźć chłopu na łeb, a chłop będzie stał dalej? – usłyszała nasza reporterka od jednego z mężczyzn.
Druga strona tym razem także przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Tym razem policja im nie uwierzyła i matka z synem zostali zatrzymani na 48 godzin. Oboje mają zakaz zbliżania się do pani Laury, a prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Jak zwraca uwagę nasza reporterka, pani Laura i jej matka od dwóch lat zgłaszały to, że czują się zagrożone. Czy musiało dojść do takiej sytuacji, aby ktoś podjął działania?
- Dzielnicowy był w stałym kontakcie z panią Laurą. My nigdy nie odmówiliśmy jej pomocy. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, co mamy w obowiązkach – mówi mł. asp. Daniel Lelko z Komendy Powiatowej w Jaśle.
- Nas posadzą i tyle. My się kryminału nie boimy – podsumowuje sprawę kobieta z rodziny K.
„Nie chcę sprawiedliwości, chcę spokoju”
Pani Grażyna i pani Laura marzą tylko o jednym: chcą zabrać swoją córkę i wnuczkę do rodzinnego domu. Marzą już tylko o tym, by odzyskać spokój.
- Zniszczyli nas. Mnie zniszczyli całkowicie – przyznaje pani Laura.
- Człowiek wierzy, że są instytucje, które nas ochronią. A później okazuje się, że to nieprawda. Musisz się ratować sam. Jeżeli tego nie zrobisz, to zginiesz – dodaje jej matka.
- Moim jedynym celem jest, żeby wrócić do domu rodzinnego. Nie interesuje mnie już to, co się tam wydarzyło, nie chcę sprawiedliwości, chcę spokoju – mówi kobieta.
Miasto już raz podjęło próbę wyeksmitowania rodziny K. z mieszkania socjalnego. Sąd pierwszej instancji uznał to za zasadne, jednak rodzina K. złożyła apelację, argumentując, że agresywny był głownie jeden z synów, który zmarł. Sad cofnął decyzję o eksmisji.
Miasto zaproponowało pani Laurze inne mieszkanie socjalne, ona chce jednak wrócić do domu rodzinnego. Założyła internetową zbiórkę, aby wyremontować dom i odbudować swoje życie.
Odcinek 7538 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: as
Reporter: Monika Góralewska