Z okazji jubileuszu do Żaczka zaproszeni zostali niegdysiejsi jego mieszkańcy. Przy piwie i grillu odżyły stare przyjaźnie, były zaskakujące, pełne radości spotkania. Dawnych żaczkowiczów znów zakwaterowano w pokojach, których wystrój mocno zmienił się przez lata. Tak jak obyczaje, panujące w akademiku. - Dziewczyny mogły przychodzić do Żaczka tylko w soboty i niedziele na dwie godziny, od 18 do 20 – wspomina Leszek Mazan, dziennikarz, mieszkaniec Żaczka w latach 1960-65. – Jeśli któraś chciała zostać na dłużej, zapraszający musiał iść na posiedzenie rady samorządu i brać przedłużenie pobytu. Każdy dostawał – jak nie dać, gdy dziewczyna czeka? Pierwsze studentki wprowadziły się do Żaczka w 40 lat od chwili wmurowania kamienia węgielnego przez marszałka Józefa Piłsudskiego w 1926 r. Przed wojną akademik przy Oleandrach był największym i najnowocześniejszym w Polsce. Kiedy po wielu latach przybyło studentów, nie był w stanie pomieścić wszystkich. - W latach 60-tych było 200-250 waletów na 1000 mieszkańców – mówi Leszek Mazan. – Mieszkali nawet na strychach i w szafach na korytarzu. I z tym poradziły sobie zawsze życzliwe studentom i pragmatyczne zupełnie nie jak przystało na nakazowo-rozdzielcze PRL-owskie czasy władze akademika. Waleci zostali zalegalizowani – jeśli współmieszkańcy wyrazili na to zgodę, dostawali kartę mieszkańca. - To była inna młodzież, inne czasy, była prawdziwa solidarność – mówi Antoni Potoczek, mieszkaniec Żaczka w latach 1971 – 1980. – Znam ludzi, którzy nie mieli grosza przy duszy, i potrafili przeżyć w Żaczku cały rok. To jedzenie dostawali, to od kogoś marynarkę pożyczyli. Lata 70-te to także inna solidarność. W drugiej połowie dekady część studentów zaczęła aktywnie działać w opozycji. Powstał Studencki Komitet Solidarności. Ale obok nich mieszkali koledzy, który okazali się donosicielami Służby Bezpieczeństwa. W maju Krakowem i całą Polską wstrząsnęła śmierć Stanisława Pyjasa, działacza SKS-u. Jego zwłoki znaleziono na klatce schodowej jednej z krakowskich kamienic. Został śmiertelnie pobity. - Po śmierci Staszka Pyjasa do Żaczka zaczęli zjeżdżać zagraniczni dziennikarze – mówi Adam Szostkiewicz, dziennikarz, mieszkaniec Żaczka w latach 1971 – 1977. – Zaczęli rozmawiać z działaczami SKS-u. Żaczek trafił na szerokie wody polityki międzynarodowej. Dziś studenci nie politykują już w zaciszu akademikowych murów. Życie studenckie przeniosło się z akademików do pubów, klubów, kawiarni. Zanikła też prawie instytucja waletów. W piątkowe i sobotnie wieczory w akademikach jest cisza. Starym żaczkowiczom trudno to pojąć. Tamta wspaniała atmosfera – mówią – już nie powróci. Pozostaje im ją wspominać – jak najbarwniejsze lata życia. - To był mój dom – mówi prof. Franciszek Ziejka, były rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, mieszkaniec Żaczka w latach 1958 – 1965. – Tutaj odnalazłem przyjaciół.