Dwa tygodnie temu 19-letni absolwent jednego z krakowskich liceów Kamil Ryniak wracał po 20. do domu. Na nowohuckim osiedlu Kalinowym napadło go kilku młodocianych wyrostków. Mieli siekiery i noże. Wbili Kamilowi siekierę w plecy. Potem kilka razy zadali mu ciosy nożem. Przeżył cudem. – Lekarz powiedział nam, że Kamil podczas operacji już odchodził – mówi Tomasz Ryniak, ojciec Kamila. Chłopak ma usuniętą część płuca. Lekarze określają jego stan jako stabilny. Kim są bandyci, którzy spokojnego, zwykłego chłopaka, chcieli zabić jak zwierzę? Jak to możliwe, by o niezbyt późnej porze po licznie zamieszkanym osiedlu bezkarnie włóczyły się watahy młodocianych bandytów uzbrojonych w siekiery? Krakowskiej policji nie udało się ująć sprawców. Ma jednak podstawy, by powiązać bestialski napad na os. Kalinowym z podobnym, który prawie dokładnie rok temu miał miejsce na pobliskim os. Strusia. 23-letni Filip Hil stał z kolegami pod blokiem. Mieszkał w Nowej Hucie dopiero od kilku lat, miał tu tylko paru znajomych. Codziennie od rana do wieczora pracował w hurtowni. Tej nocy, gdy został napadnięty, wracał od dziewczyny. - Dostał nożem w okolicę serca – mówi Tadeusz Mil, ojciec Filipa. – Koledzy się rozbiegli, on jeszcze zdołał dobiec do następnego bloku i tam upadł. Cios okazał się śmiertelny. I Filip Mil, i Kamil Ryniak padli ofiarą porachunków między „kibicami” Wisły i Cracovii, dwóch I-ligowych drużyn piłkarskich z Krakowa. Ani jeden, ani drugi nie byli kibicami. Nowa Huta – i inne dzielnice Krakowa, przede wszystkim te oddalone od centrum – zostały „podzielone” między zdegenerowanych fanów obu drużyn. Policja podejrzewa, że dwaj młodzi mężczyźni zostali zaatakowani przez kibiców, którzy wybrali się na tzw. wjazdy na osiedla zamieszkane przez kibiców drużyny przeciwnej. Na kiboli nie ma rady. Ich wyczyny nie spędzają snu z powiek właścicieli i działaczy Wisły i Cracovii, nie może poradzić sobie z nimi policja. Anonimowi mieszkańcy terroryzowanych przez nich dzielnic – niewykluczone, że ich koledzy – mówią reporterowi UWAGI!, że spodziewają się zaostrzenia wojny młodocianych gangsterów. I nowych ofiar wśród przypadkowych ludzi. - Będzie tak, dopóki policja nie będzie reagować jakoś – mówi młody nowohucianin. – Nie, ze przejadą wokół osiedla, pojadą i będzie w porządku. Policja jest dziś po to, żeby tobie wsadzić 100 zł za picie piwa na ławce, 50 zł za rzucenie peta, a nie żeby łapać takiego sk..., którzy bierze niewinnego chłopa i wkłada mu siekierę w plecy. To, co parę dni po wypadku na os. Kalinowym zobaczyła tam ekipa UWAGI!, zdaje się potwierdzać zarzuty mężczyzny. Na ulicach po 20. pustki, krążą po nich tylko kilkunastoosobowe grupy wyrostków. Radiowozów próżno szukać. - Nie sposób na każdym osiedlu wystawić stały posterunek – tłumaczy młodszy inspektor Dariusz Nowak, rzecznik prasowy małopolskiej policji. – Interweniujemy od kilku do kilkudziesięciu razy dziennie. Nie jest tak, że skoro nas nie widać, to nas tam nie ma. Sytuacja zmieniła się jednak po paru dniach. Na ulice Nowej Huty wyjechały radiowozy. Wystarczyła jedna akcja, by, nie szukając w żadnych kryjówkach, skonfiskować pałki, noże, tasaki, które jak gdyby nigdy nic noszą ze sobą zakapturzeni łysole w dresach. Zakaz noszenia podobnych przedmiotów to jeden z postulatów, który sformułowali rodzice Kamila Ryniaka. Oprócz niego – jeszcze sześć innych, m.in. zaostrzenie kar za najcięższe przestępstwa i bezwzględne ich egzekwowanie, wprowadzenie odpowiedzialności nieletnich, usprawnienie działań policji. Wkrótce po tragedii, jaka spotkała ich syna, zaczęli zbieranie podpisów. Chcą zebrać ich 100 tys. i przedłożyć Sejmowi. Pierwszym, który podpisał listę był Aleksander Łysek, ojciec zamordowanego w 1997 r. krakowskiego studenta Michała Łyska. - Wierzę, że teraz to ruszy, że wreszcie przełamiemy strach – mówi Monika Ryniak.