Harcmistrz skazany za pedofilię

TVN UWAGA! 4214241
TVN UWAGA! 213113
Beata była harcerką jednego z warszawskich szczepów harcerskich. Kiedy miała 13 lat, uwiódł ją jej harcmistrz i nauczyciel - szanowany pedagog. Udało jej się wyrwać z toksycznego związku dopiero, kiedy osiągnęła pełnoletniość i wyjechała z Warszawy. Po kilku latach zdecydowała się ujawnić to, co ją spotkało, mając nadzieję, że uchroni w ten sposób inne dziewczynki. Wygrała sprawę w sądzie. Jednak Jerzy W. wciąż pracuje z dziećmi…

- Poznałam Jerzego jak miałam prawdopodobnie osiem lat. Ale zainteresował się mną kiedy miałam 12. Na samym początku po prostu bardzo mnie faworyzował. Kiedy miałam 13 lat rozpoczęła się między nami taka dziwna przyjaźń. On mówił mi, że jestem wspaniałą dziewczyną, że rozumiemy się bez słów i że nigdy nie miał takiej przyjaciółki jak ja. To mi bardzo wówczas imponowało, bo w naszym środowisku harcerskim on był uważany niemal za guru. Aż w pewnym momencie zaczął się do mnie przytulać i mówić mi, że się we mnie zakochuje. I tak powoli, przed moim czternastym rokiem życia weszliśmy w tajemny związek. Teraz myślę, że to było takie urabianie - opowiada Beata. - Jeszcze przed czternastym rokiem życia pojechaliśmy na biwak. I tam dochodziło do dotykania w miejsca, w które nauczyciel na pewno nie powinien dotykać. Od tamtego momentu ja byłam z Jerzym W. w psychicznym i fizycznym związku, normalnie jak dorośli ludzie, tyle, że ja miałam 14 lat a on 44.

- On dał mi na samym początku do zrozumienia, że jest to bardzo wielka tajemnica. Moi rodzice myśleli, że on jest takim wspaniałym wychowawcą, który ratuje dzieci od buntu i robienia głupich rzeczy. Moja mama była tak zafascynowana sposobem prowadzenia przez niego szczepu, że razem z kilkoma rodzicami chcieli go podać do nagrody orderu uśmiechu - kontynuuje kobieta.

- W końcu chciałam się od niego trochę odsunąć. On wtedy zorganizował dwa takie wyjazdy, które miały nas trochę zbliżyć z powrotem do siebie. Dla mnie te wyjazdy skończyły się tragicznie. W pewnym momencie nie było ode mnie zgody na pewne rzeczy, to on zdecydował wziąć je siłą - dodaje.

Dopiero 8 lat później Beata poczuła się na siłach, żeby ujawnić swoją historię.

- Po moim wyjeździe do USA, zdała sobie sprawę, śledząc jego zachowanie w internecie, że tak naprawdę tam cały czas się źle dzieje. W tym czasie on był z ledwo pełnoletnią dziewczyną. Zdałam sobie sprawę, że jak jest w stanie być w związku z tak młodą dziewczyna, to za pół roku może będzie z 12-letnią dziewczyną. Poza tym zauważyłam, że on wcale z tego harcerstwa nie odchodzi, wręcz działa prężniej. Wtedy poczułam, że moje milczenie mogło spowodować tragedię kogoś innego - opowiada Beata.

W środowisku harcerskim od dawna mówiło się, że Jerzy W. uwodzi niepełnoletnie dziewczynki. Beata postanowiła odnaleźć jedną z nich.

- Okazało się, że przeżyłyśmy to samo. Wręcz sprawiał nam takie same prezenty, czy listy, które do nas pisał wyglądały i brzmiały podobnie. Kiedy wszystko się zaczęło ona miała 12 lat - mówi Beata.

W 2011 roku Beata złożyła w prokuraturze doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Jerzy W. został oskarżony o gwałt i pedofilię. 21 grudnia 2015 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy Żoliborza uznał go winnym zarzucanych mu czynów i wymierzył mu karę czterech lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności i orzekł zakaz pracy z dziećmi przez okres 10 lat.

- W momencie, w którym hufiec Warszawa Żoliborz dowiedział się o tym jak wygląda sytuacja w sprawie Jerzego W, bezzwłocznie została podjęta decyzja o tym, że taka osoba nie ma prawa być w szeregach naszej organizacji. No i od 2011 roku nie jest harcerzem - komentuje sytuację phm. Wojciech Puchacz z Komendy Chorągwi Stołecznej.

Mimo to Jerzy W. dalej pracuje z dziećmi. Wyrok jest nieprawomocny, więc pozostaje na wolności i wciąż organizuje kolonie w ramach założonej przez siebie fundacji. W lutym, dwa miesiące po ogłoszeniu wyroku, nagraliśmy go wśród dzieci na zimowisku w Istebnej.

Postanowiliśmy się z nim spotkać. Na wakacje ma wyjechać kolejny turnus letnich kolonii organizowanych przez jego fundację.

- Nie pracuję z dziećmi. Ja jestem w fundacji tylko. Zajmuje się tylko finansami fundacji. - tłumaczył się Jerzy W.

Polskie prawo nie uniemożliwia osobom, na których ciąży nieprawomocny wyrok za pedofilię, kontaktów z dziećmi. Ponieważ postępowania apelacyjne w sądach ciągną się latami, przez cały ten czas sprawca może krzywdzić kolejne dzieci.

podziel się:

Pozostałe wiadomości