Kilka tygodni temu reporterzy Uwagi wykryli proceder handlu darami, które trafiają do ośrodków dla bezdomnych. Dotarli do ludzi handlujących na dużą skalę spodniami, butami, chemią i materiałami budowlanymi. Podczas kilkutygodniowego śledztwa udowodniliśmy, że kierownicy domów dla bezdomnych, dla zysku, wyłudzają darowizny od darczyńców. Metoda jest prosta: do konkretnej firmy wysyłają prośbę z fikcyjną liczbą mieszkańców. Gdy towar dotrze do ośrodka – zamiast do bezdomnych – trafia na bazary lub do drobnych handlarzy. Dzieje się tak, dlatego, że w ośrodkach „Markotu” bezdomni nie podpisują się pod odbiorem darowizny. - Nigdy nie podpisywałem takiej listy (...) dzięki temu zaledwie kilka procent darów trafia do ludzi, a reszta, co lepszy towar rynkowy idzie bokiem, jest po prostu sprzedawany – powiedział nam były mieszkaniec Centrum Pomocy Bliźniemy przy ul. Marywilskiej w Warszawie. Władze Stowarzyszenia „Monar”, któremu podlegają ośrodki „Markotu”, twierdzą, że to jednostkowe przypadki. Nam udało się jednak udowodnić, że taki proceder jest powszechny. Po emisji pierwszego reportażu docierały do nas sygnały o nadużyciach na dużą skalę w wielu ośrodkach. To tylko fragment jednego z e-maili: „W ubiegłym roku Monar sprzedał całego tira podróbek, które dostał od Izby Celnej z Gdyni! Wiem, bo sama kierowniczka dzwoniła do mnie czy nie chcę kupić! Nawet dała mi dres za darmo na zachętę”. Dary są nie tylko sprzedawane. Kierownicy ośrodków wyłudzają je od darczyńców, podając fałszywą liczbę bezdomnych w ośrodku. Choć o sprzedaży darów i nadużyciach w ośrodkach „Markotu” powiedzieli nam bezdomni z wielu ośrodków w Polsce, to jednak władze Stowarzyszenia „Monar” wciąż zaprzeczają, jakoby coś takiego miało miejsce. Co więcej – nic nie robią też władze Warszawy, które w dużym stopniu wspierają finansowo „Monar” i „Markot”. Choć do ludzi odpowiedzialnych za pomoc społeczną trafiają skargi na to, co się dzieje w ośrodkach „Markotu”, nie ma na to żadnej reakcji.