Filipinki w polskim obozie pracy

TVN UWAGA! 3634233
TVN UWAGA! 137719
- Prosiłam, żeby przestali traktować nas jak niewolników, ponieważ jesteśmy pracownikami. A on powiedział: jesteście niewolnikami – mówi Nami Navarro, Filipinka, która przyjechała pracować do Polski. W podobnej sytuacji znalazło się 27 innych kobiet, które w Polsce miały zakontraktowaną dobrą pracę. Zaciągnęły więc pożyczki na podróż i przyjechały z Filipin do Parczewa. Nie przypuszczały, że trafią do obozu pracy.

Filipinki przyjechały do Polski w połowie września, by zarobić przy zbieraniu pieczarek w jednej z największych pieczarkarni w Polsce, w firmie „Myszkowiec” z Parczewa koło Lublina. Zakłady należą do rodziny Myszkowów. Właściciele sprzedają grzyby do Anglii, Holandii i Francji. Na Filipinach kobiety podpisały umowę o pracę z polską agencją. Miały zarabiać miesięcznie minimum 560 dolarów za osiem godzin pracy, przez pięć dni w tygodniu. Prócz darmowego mieszkania miały otrzymać wyżywienie i opiekę medyczną. ---ramka 11183|prawo|--- - W internecie znalazłam ogłoszenie, że potrzebują pracowników do pracy w Polsce. Zadzwoniłam więc do agencji. Żeby pracować w Polsce musiałam zapłacić 4 tysiące dolarów. Sprzedałam naszyjnik, bransoletkę, moją biżuterię – mówi Rosie Despi, pracownica z Filipin. - Niektóre dziewczyny, żeby tu przyjechać, zastawiły swoje mieszkania w bankach – dodaje Naomi Navarro. Po przyjeździe Filipinkom podsunięto do podpisania kolejny dokument – umowę o dzieło. Miały pracować na akord i dostawać 35 - 55 groszy za zebrany kilogram pieczarek. O reszcie świadczeń nie było już mowy. - Nasz pracodawca dał nam kopię umowy, ale nie po angielsku. Nic z tego nie rozumiałyśmy. Kiedy poprosiłyśmy o tłumacza, powiedział, że to jest ta sama umowa, którą podpisałyśmy na Filipinach. Nie mogłyśmy tego sprawdzić i podpisałyśmy – mówi Wilma Labindao, pracownica z Filipin. Pracownice z Filipin mieszkały na terenie zakładu ściśnięte w wieloosobowych salach, grzyby zbierały w pieczarkarni oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów. - Wstawałyśmy o g. 4 rano. Wyjeżdżałyśmy autobusem o g. 6 rano. Pracę zaczynałyśmy o g. 7. Z zakładu wyjeżdżałyśmy o g. 20, 21 czasami o 22. Do Parczewa przyjeżdżałyśmy około północy – opowiada Naomi Navarro. Kobiety pracowały bez przerwy siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie. Za swoją pracę otrzymywały niewielkie wynagrodzenie. - Odebrała 227 zł za dwa tygodnie pracy – mówi Rosie Despi. - W październiku zarobiłam 700 zł. To nie starcza nawet na spłatę raty długu, który zaciągnęłyśmy na Filipinach – dodaje Naomi Navarro. Właściciel pieczarkarni odpiera zarzuty kobiet. - Panie wyraziły chęć pracy w niedzielę, bo przyjechały tu pracować a nie odpoczywać – mówi Waldemar Myszkowiec, właściciel pieczarkarni. Umowy z filipińskimi pracownicami podpisywała agencja pośrednictwa pracy Euroconnect z Gorzowa Wielkopolskiego. Firma działa niecały rok. Sprowadza cudzoziemców do Polski i przekazuje do pracy w różnych zakładach. - Wysokość wynagrodzenia zależy w 100 procentach od pracy danego pracownika - uważa Maciej Mikołajczyk, główny menadżer firmy Euroconnect. Na umowie, którą podpisały pracownice na Filipinach, widnieje podpis Krystiana Tąkiela, prezesa firmy Euroconnect. Jeden z zapisów mówił o darmowym wyżywieniu dla Filipinek. Kobiety skarżyły się jednak, że właściciele pieczarkarni i tego punkty nie spełnili. - Z racji pracy, którą wykonywały, miały pod dostatkiem pieczarek. A z tego, co wiemy, pan Myszkowiec dwukrotnie dowoził im jakieś zakupy od siebie – dodaje Maciej Mikołajczyk, główny menadżer firmy Euroconnect. Czy agencja pracy poczuje się do winy i zrekompensuje Filipinkom wyzysk, z którym się spotkały w Polsce? - Po części czujemy się odpowiedzialni za tę sytuację. Ale nie można nas obarczać całą winą – twierdzi Krystian Tąkiel, prezes firmy Euroconnect. - Jeśli popełniliśmy błąd, to za niego zapłacimy. Będzie to cena materialna, którą oczywiście zapłacimy – mówi Maciej Mikołajczyk. Dziennikarze UWAGI! pomogli w ucieczce z pieczarkarni Rosalie i Naomi. Kobiety dołączyły do koleżanek w Warszawie. Dzięki pomocy ambasady, większość pracownic z Filipin już wcześniej opuściła pieczarkarnię i trafiła tymczasowo do jednego z warszawskich hoteli. Sprawę obozu pracy w parczewskiej pieczarkarni, działania właścicieli fabryki i gorzowskiej agencji badają dwie grupy inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy. Czy właściciele firmy Euroconnect wypłacą kobietom z Filipin należne im pieniądze? Czy Filipinkom uda się znaleźć w Polsce nową prace?Weź udział w czacie z Filipinkami i reporterem! Dziś g. 20!

podziel się:

Pozostałe wiadomości