Fatalna tyrolka

- To Himalaje głupoty – mówi ekspert o przygotowaniu harcerskiego obozu w Bieszczadach. Jeden z jego uczestników o mało co nie zginął.

19-letni Michał dwa lata temu pojechał na obóz harcerski w Bieszczady. Jedną z atrakcji były zjazdy w specjalnej uprzęży na linach rozwieszonych między drzewami – tzw. tyrolka. Opiekę nad harcerzami podczas zjazdów sprawowali dwaj drużynowi z pabianickiego hufca ZHP. Michał zjeżdżał jako trzeci w kolejności. W połowie drogi lina poluzowała się i chłopak uderzył głową o kamienistą ziemię. - Miał stłuczony pień mózgu – mówi Paweł Stefański, ojciec Michała. – Lekarz powiedział nam, że ma 10 procent szans na wyjście z tego. Na szczęście Michał po dwóch tygodniach odzyskał przytomność, po dwóch miesiącach zaczął stawiać pierwsze kroki. Rehabilitacja przebiegła pomyślnie, ale chłopak nigdy już nie będzie w pełni sprawny. Prokuratura Okręgowa w Krośnie, która zbadała wypadek, nie dopatrzyła się zaniedbań ani ze strony organizatorów obozu ani dwóch komendantów, którzy przygotowali zjazd na tyrolce. Winą za wypadek obciążyli Michała. - Instruktorzy dokładnie poinstruowali go, jak wykonać zjazd – mówi Janusz Ochar z Prokuratury Okręgowej w Krośnie. – Sami zjechali kilkakrotnie przed harcerzami i pokazywali, jaką pozycję ciała należy przyjąć na linie. Rodzice Michała byli jednak przekonani, że winę za wypadek syna ponoszą organizatorzy obozu. Zlecili ekspertyzę feralnego zjazdu. Eksperci uznali, że instruktorzy nie mieli uprawnień do organizowania zjazdu na tyrolce i popełnili karygodne błędy - zastosowali do zjazdu złe liny, nie założyli liny asekuracyjnej, nie dali podopiecznym kasków. Do wypadku musiało dojść. Liny z każdym zjazdem wydłużały się i dlatego Michał, który był trzeci w kolejce, uderzył głową o kamieniste podłoże. - Gdyby był tam odpowiedni nadzór i kompetentne osoby, nikt nie wpadłby na szaleńczy pomysł, by dzieci wykonywały ćwiczenia wysoko nad ziemią – mówi Wojciech Święcicki z Polskiego Związku Alpinizmu. – Gdyby głupotę do czegoś porównać, to były tam Himalaje głupoty. Ekspertyza przyniosła skutek i dwaj instruktorzy zostali oskarżeni o nieumyślne spowodowanie wypadku. Jednak nadal prowadzą niebezpieczne zajęcia dla harcerzy. - Znalazłem na stronie internetowej pabianickiego hufca ZHP informację, że jeden z instruktorów oskarżonych o spowodowanie wypadku mojego syna jest komendantem kursu survival military, gdzie są zajęcia specjalistyczne m.in. ze wspinaczki skalnej i ratownictwa wysokościowego – mówi Paweł Stefański. - Dalej naraża życie ludzi. Komendant hufca ZHP w Pabianicach nie widzi w tym nic niewłaściwego. - To jeden z naszych drużynowych i postępuje w odpowiedzialny sposób – mówi Krzysztof Budziański, komendant hufca ZHP w Pabianicach. – To był po prostu nieszczęśliwy wypadek. Przeczytaj także:Skok po śmierćŚmierć pod Rysami13-latek zginął na boisku

podziel się:

Pozostałe wiadomości